>>>BETFAN - TRIUMF BONUSA NAD BOOSTEM <<<<
>>> BETCLIC - ZAKŁAD BEZ RYZYKA DO 50 ZŁ + GRA BEZ PODATKU!<<<
>>> FUKSIARZ - ZERO RYZYKA 100% DO 50 ZŁ. ZWROT W GOTÓWCE!<<<

Artykuly prasowe i inne powiązane z finansami

Baqu 728,6K

Baqu

Forum VIP
Masz akcje PKO? Rusz tyłek, bo stracisz!

Tytułowa fraza nie jest mojego autorstwa. Pochodzi z rozmowy, którą kilkadziesiąt godzin temu przeprowadziłem z menedżerem pracującym przy ruszającej właśnie, wielkiej emisji akcji PKO BP. Ów bankier obrazowo wytłumaczył mi od czego zależy sukces całego przedsięwzięcia: „trzeba ludziom powiedzieć, że jak nie ruszą d... i nie pójdą do biura maklerskiego, to stracą pieniądze!”. Bankier ma rację. Najbliższe dwa tygodnie będą dużym testem naszej świadomości inwestycyjnej. Naszej czyli setek tysięcy drobnych akcjonariuszy tego banku:



Na czym polega ów test? Kto w czwartek 1 października po sesji będzie miał na swoim koncie maklerskim akcje PKO BP, za kilka dni (dokładnie 6 października) dostanie oprócz nich również tzw. prawa poboru nowych akcji banku. I będzie musiał zdecydować: kupić nowe akcje (ich cena dla zachęty będzie niższa od tych starych, już notowanych na giełdzie), czy sprzedać prawo poboru? Będzie to można zrobić na parkiecie, prawa poboru będą notowane przez dwa tygodnie, wystarczy złożyć zlecenie przez telefon lub internet. Żeby zapisać się na akcje trzeba będzie więcej fatygi - konieczna będzie wizyta w biurze maklerskim.

Kto się zagapi i nie zrobi nic - straci pieniądze. Jego prawa poboru wygasną i nie będzie można ich zamienić na żywą gotówkę, nie będzie też można za nie kupić nowych akcji po okazyjnej cenie. Organizatorzy wielkiej emisji, z której PKO BP chce pozyskać kilka miliardów złotych, mają nie lada stres. To, co było wielkim sukcesem pięć lat temu, kiedy ministrowi skarbu Jackowi Sosze udało się zachęcić Polaków do udziału w prywatyzacji PKO BP, dziś może stać się przekleństwem. Bo drobni ciułacze, tzw. niedzielni inwestorzy, są wielką niewiadomą. Czy da się do nich dotrzeć i powiedzieć: „ruszcie tyłki”?

Jeśli nie - mogą stracić wszyscy. Inwestorzy nie skorzystają z nowych możliwości zarobienia pieniędzy na zakupie akcji lub sprzedaży praw poboru. A PKO BP dostanie mniej pieniędzy (bo „uśpione” prawa poboru nie zostaną zamienione na akcje) albo będzie musiał suto zapłacić tzw. gwarantowi emisji. Ów gwarant może dopłacić do kasy banku pieniądze z tytułu nie wykorzystanych praw poboru, ale oczywiście nie za darmo - weźmie za to prowizję, pewnie z kilkadziesiąt milionów złotych.



A pieniądze ze sprzedaży praw poboru możesz wydać na co tylko chcesz :))


źródło: samcik.blox.pl
 
R 2

robsonikk

Użytkownik
Żeby zapisać się na akcje trzeba będzie więcej fatygi - konieczna będzie wizyta w biurze maklerskim.
To chyba zależy od biura maklerskiego, kiedyś wykupywalem pp i transakcja zalatwiona została przez internet.
A tak z drugiej strony to spory szum wokół całej emisji, tylko o jednej sprawie nikt nie mówi, po ile?
 
magiki 42

magiki

Użytkownik
Minister skarbu Aleksander Grad ocenił, że debiut giełdowy Polskiej Grupy Energetycznej jest największym w tym roku w Europie. Podkreślił, że spółka pozyskała z emisji blisko 6 mld zł.
Szef resortu skarbu zaznaczył na GPW, że debiut PGE to początek planu resortu skarbu dotyczącego modernizacji, prywatyzacji, restrukturyzacji oraz dalszej konsolidacji sektora spółek energetycznych. Zaznaczył, że oferta spółki cieszyła się ogromnym zainteresowaniem inwestorów zagranicznych oraz krajowych. Dodał, że chodzi zarówno o otwarte fundusze emerytalne, fundusze inwestycyjne, jak również o inwestorów indywidualnych.
Prezes GPW Ludwik Sobolewski poinformował, że dzięki debiutowi PGE kapitalizacja warszawskiego parkietu wzrosła o 10 proc. &quot;PGE to bardzo dobra spółka, o silnych fundamentach finansowych, bezpieczna dla inwestorów. Jest to spektakularny debiut. Po 26 minutach od otwarcia sesji osiągnęliśmy miliard obrotów samymi akcjami PGE&quot; - podkreślił w rozmowie z dziennikarzami Sobolewski.
* Sprawdź notowania praw do akcji PGE
&quot;Ten debiut rozbudowuje obecność sektora energetycznego na Giełdzie Papierów Wartościowych. Zapewnia nam liderowanie w regionie, co jest bardzo ważne, bo wszystkie giełdy walczą o inwestorów, starają się być jak najbardziej konkurencyjne&quot; - dodał szef giełdy.
Prezes PGE Tomasz Zadroga powiedział dziennikarzom, że zarząd spółki jest zadowolony z debiutu giełdowego. &quot;Pozyskaliśmy więcej pieniędzy, niż pierwotnie zakładaliśmy. W prospekcie emisyjnym przewidywaliśmy około 5 mld zł, a osiągnęliśmy prawie 6 mld zł. To duży sukces spółki&quot; - podkreślił Zadroga.
Ocenił, że zwiększenie transzy o 50 proc. dla inwestorów indywidualnych było dobrym rozwiązaniem. &quot;Zapisy (na akcje spółki - PAP) nas zaskoczyły. To pokazuje, jak mocny jest polski rynek kapitałowy&quot; - podkreślił prezes PGE.
Na pytanie, czy w przyszłym roku można spodziewać się kolejnej emisji akcji spółki, Zadroga powiedział: &quot;Za wcześnie jest mówić o kolejnej emisji. W przyszłym roku na pewno dojdzie do zmniejszenia udziału Skarbu Państwa w PGE&quot;.
Resort skarbu planuje w 2010 roku sprzedaż niewielkiego pakietu akcji PGE (do 10 proc. - PAP), ale tak, by państwo nie straciło kontroli nad tą spółką i nie zmniejszyło swojego akcjonariatu poniżej 50 proc.
Na pytanie, na co spółka przeznaczy pozyskaną z emisji kwotę ok. 6 mld zł, Zadroga odpowiedział: &quot;Około 1,5 mld zł przeznaczymy na porządkowanie grupy, czyli wykup resztówek. Chcemy mieć we wszystkich kluczowych spółkach 100 proc. udziału&quot;.
Chodzi o odkupienie od Skarbu Państwa pakietów mniejszościowych w niektórych istotnych spółkach zależnych, należących do PGE. Pozostałe środki z kwoty prawie 6 mld zł będą jednym ze źródeł finansowania programu inwestycyjnego spółki.
Kurs praw do akcji PGE wzrósł w piątek na otwarciu w pierwszym dniu notowań na GPW o 12,83 proc. do 25,95 zł. W ramach oferty publicznej PGE zaoferowała 259 mln 513 tys. 500 akcji serii B, które stanowić będą 15 proc. w podniesionym kapitale spółki. Cena emisyjna akcji wyniosła 23 zł. W transzy inwestorów instytucjonalnych przydzielono 220 mln 586 tys. 475 akcji, a w transzy inwestorów indywidualnych 38 mln 927 tys. 25 akcji.
PGE to największa w Polsce firma elektroenergetyczna oraz jedna z największych w Europie Środkowej i Wschodniej pod względem ilości wytwarzanej energii elektrycznej i wielkości zainstalowanych mocy wytwórczych. Spółka dostarcza prąd dla ok. 5 mln odbiorców. W jej skład wchodzą m.in. dwie kopalnie węgla brunatnego i ponad 40 elektrowni i elektrociepłowni.
 
Baqu 728,6K

Baqu

Forum VIP
Musimy się przygotować na słabego dolara


Do najważniejszych konsekwencji niedawnego finansowego trzęsienia ziemi należą ogromny deficyt oraz dług Stanów Zjednoczonych i przesunięcie się finansowej siły z zachodu na wschód. Rządy mają tylko jeden sposób, aby zneutralizować siłę obu tych zjawisk: naciskać na zmianę relacji między walutami, zwłaszcza z wielce osłabionym dolarem.

Źródła tej sytuacji są doskonale znane. Amerykański deficyty budżetowy w ostatnim roku fiskalnym osiągnął poziom 10 proc. produktu krajowego brutto, najwięcej od czasu drugiej wojny światowej. Jednocześnie zewnętrzny dług netto w zeszłym roku uległ potrojeniu do kwoty 3,5 biliona dolarów i ma się zwiększać o bilion rocznie przez następnych dziesięć lat. Przy tych kwotach blado wypadają pozostałe problemy: przyszłe świadczenia dla pokolenia baby boom, czy skandalicznie pogarszająca się infrastruktura. Wiele dużych stanów nie ma pieniędzy. Aby zbilansować to wszystko, podatki musiałyby podskoczyć do szalonych poziomów, a wydatki radykalnie spaść. Musiałby się stać cud, aby amerykański system polityczny – pełen brutalnej stronniczości i uwikłany w sieć świetnie finansowanych grup interesu – zdecydował się na którykolwiek z tych wariantów, nie mówiąc o obu na raz.


Waszyngton ma w związku z tym niewielką możliwość wyboru poza drukowaniem dolarów, obniżaniem wartości swojej waluty i obsłudze długu coraz tańszymi dolarami. Innymi słowy, Stany Zjednoczone muszą zakamuflować przeprowadzoną w zwolnionym tempie niewypłacalność, ponieważ jest to najłatwiejsze rozwiązanie w kategoriach politycznych.

Jest jeszcze inny czynnik, który pcha Amerykę w kierunku słabszego dolara: bez popytu konsumenckiego, który przez ostatnie 15 lat nieskrępowanej niczym akcji kredytowej rozrósł się do niebotycznych rozmiarów, Stany Zjednoczone muszą szukać klientów zagranicznych, szczególnie na rynkach wschodzących, gdzie klasa średnia rośnie w siłę, a infrastruktura wymaga kolosalnych inwestycji. Tańszy dolar uczyni amerykańskie towary i usługi bardziej konkurencyjnymi.

W nadchodzącej dekadzie duże azjatyckie rynki wschodzące będą rosły dwa razy szybciej, niż Ameryka i trzy razy szybciej niż Unia Europejska. Do 2020 r. Chiny, Indie, Indonezja, Korea i Wietnam mogą generować więcej bogactwa, niż Stany Zjednoczone, Japonia i Unia Europejska razem wzięte. Chiny, Indie i Korea Południowa zgromadziły ogromne rezerwy dolarowe i będą chciały je zmniejszyć. Mimo, że import do czołowych krajów uprzemysłowionych zwolnił, wewnętrzna wymiana handlowa w granicach Azji przeżywa prawdziwy boom i nie musi być finansowana dolarami. Azjatyckie waluty najprawdopodobniej będą się wzmacniać w stosunku do dolara.

Znacznie tańszy dolar to smutna sytuacja dla Stanów Zjednoczonych, ale nieunikniona. Amerykanie staną się biedniejsi, ponieważ będą musieli płacić więcej za wszystko, co kupują za granicą – ubrania, komputery, samochody, zabawki, żywność i nie tylko. Militarna obecność USA za granicą będzie kosztowniejsza, ponieważ lokalne koszty wyrażone w dolarach będą rosły. Spowolni import, usuwając konkurencję, która jest kluczowa dla utrzymania ogólnego poziomu cen w Ameryce i wzrośnie prawdopodobieństwo inflacji. W kraju, który jest dumny z tworzenia wyszukanych i wartościowych produktów, słaby dolar zachęci do producentów do konkurowania ceną kosztem jakości. Zmniejszą się polityczne wpływy i prestiż, którym Stany Zjednoczone cieszyły się, kiedy dolar był królem.

Co więcej, amerykański dolar był sercem globalnej gospodarki przez ponad pół wieku. Jego upadek, jeśli nie będzie łagodny i stopniowy, co trudno uznać za pewnik, może doprowadzić do ery konkurencyjnych dewaluacji i innych merkantylnych strategii.

Znalezienie alternatywy dla globalnego systemu monetarnego, który opierał się na dolarze, jest teraz koniecznością. Oznacza to wielowalutowe rozwiązanie uwzględniające euro, jena i juana oraz znaczące emisje waluty Międzynarodowego Funduszu Walutowego nazywanej „specjalnymi prawami ciągnienia”. Taki system będzie powstawał i docierał się przez jakiś czas, ale proces ten powinien zacząć się już dziś.

Dlatego amerykański sekretarz skarbu Tim Geithner powinien poprosić o sekretne spotkanie swoich odpowiedników z Wielkiej Brytanii, strefy euro, Japonii i Chin (może między świętami a nowym rokiem) i poważnie porozmawiać z dala od fleszy jupiterów (aby uniknąć zastraszania rynków). Zasadnicze pytanie brzmi: jaki system monetarny najlepiej przysłuży się światu, biorąc pod uwagę głębokie zmiany w światowej równowadze gospodarczej i jak go stworzyć.

Od końca lat 80. uważałem, że silny dolar jest w interesie Stanów Zjednoczonych i świata. Teraz jednak okoliczności zmieniły się w sposób fundamentalny. To, czy dolar jest na długiej drodze do upadku nie jest już kwestią. Kwestią jest, która z dwóch opcji zostanie wybrana. Czy Waszyngtońscy i międzynarodowi decydenci spokojnie i umiejętnie przeprowadzą transformację do nowej ery, czy zrobi to rynek doprowadzając przy okazji do ogromnych zakłóceń finansowych. Dzisiaj rządy mają jeszcze wybór. Wkrótce może go nie być.

Autor: Jeffrey Garten, profesor handlu i finansów międzynarodowych w Yale School of Management
 
Baqu 728,6K

Baqu

Forum VIP
Konkurencyjne dewaluacje grożą wybuchem wojny handlowej

Decyzja Wietnamu o 5-procentowej dewaluacji waluty w celu ochrony przed skutkami zbyt niskiego kursu chińskiego juana, a także zaniepokojone reakcje w Tajlandii i innych krajach azjatyckich wskazują, że pęd ku konfliktowi handlowemu na skalę globalną może być już nie do zatrzymania.

Jak uczy nas historia, gdy jedna grupa krajów stara się zyskać lub utrzymać przewagę w handlu poprzez manipulację kursem walut, to kraje nie będące w stanie dokonać dewaluacji odpowiadają ochroną rynku, szczególnie w postaci taryf i innych barier. Ucierpi na tym globalny handel. W latach 30. liczne – choć nie wszystkie – ważne gospodarki narzuciły drakońskie ograniczenia na handel, które zdusiły obrót międzynarodowy i prawie na pewno spowolniły tempo wychodzenia z kryzysu. Powszechnie wtedy uważano, że załamanie się handlu międzynarodowego tylko pogorszy kryzys – a mimo to kraje dążące do ochrony własnych pozycji podejmowały działania, które w ostatecznym rozrachunku im zaszkodziły.

Amerykańscy ekonomiści Barry Eichengreen i Douglas Irwin wydali niedawno artykuł, w którym badają praprzyczyny wzrostu protekcjonizmu w latach 30. Twierdzą, że w latach 20. oraz w okresie zaraz po wybuchu Wielkiego Kryzysu w 1929 r. wiele krajów porzuciło parytet złota i zaczęło prowadzić grę dewaluacyjną na szkodę swoich sąsiadów. Kraje te odnotowały następnie szybką poprawę swoich bilansów handlowych i mniej zostały spustoszone w okresie globalnego załamania lat 30.

Ale inne kraje – w sposób oczywisty USA oraz europejski “złoty blok” - miały o wiele mniejsze pole do manipulowania kursami. Kraje te odczuły w największym stopniu skutki zmian, bowiem import z rynków, gdzie panowała większa swoboda kursowa stał się bardziej konkurencyjny wobec ich własnego przemysłu. Dlatego najchętniej sięgały one po drugi w kolejności mechanizm zrównoważenia obrotów: taryfy, limity, ograniczenia w wymianie walut itd.

“Reżim kursów walutowych i związane z nim regulacje gospodarcze były kluczowymi czynnikami warunkującymi stan handlu na początku lat 30. Kraje, które dalej stosowały parytet złota, najczęściej wprowadzały ograniczenia w handlu z zagranicą. Skoro inne kraje dewaluowały swoje waluty i stawały się bardziej konkurencyjne, przyjmowały one taką metodę działania, aby umocnić swój bilans płatniczy i odeprzeć straty w wartości złota”.

Nie powinno to nas zaskoczyć. W sytuacji globalnego kurczenia się popytu, decydenci szukali nie tylko sposobów na ożywienie popytu krajowego, lecz także środków pozwalających przejąć większy udział popytu zagranicznego netto. Najłatwiej było to osiągnąć poprzez dewaluację. Kraje niezdolne do zmiany kursu waluty znajdowały się więc pod presją, by znaleźć inne sposoby wsparcia własnego przemysłu. Uciekały się do taryf i kontyngentów importowych.

Teraz to wszystko może się powtórzyć. Oczywiście żadna waluta nie jest już powiązana ze złotem, więc żaden kraj nie znajduje się w sytuacji, gdy utrzymanie parytetu złota zawęża mu tak jak w latach 30. pole manewru. Ale i tak są kraje, które mają znacznie ograniczone możliwości zarządzania kursem swojej waluty.

Weźmy przykład dolara amerykańskiego. Powszechnie uważa się, że jego kurs jest zbyt wysoki zwłaszcza w relacji do walut azjatyckich. Ale z powodu masowej interwencji banków centralnych z Azji kurs dolara nie może się odpowiednio skorygować – a jeśli już, to jedynie wobec walut o płynnym kursie takich jak euro.

Prowadzi to do podobnego problemu w Europie. Chociaż mało który analityk sądzi, iż euro jest niedoszacowane względem dolara (raczej większość wyraża przeciwny pogląd), to musi ono ponieść główny ciężar korekty dolara poprzez dalszą aprecjację. A to oznacza, że zarówno USA, jak państwa strefy euro cierpią z powodu interwencji walutowych i dewaluacji dokonywanych zupełnie gdzie indziej i mają ograniczone możliwości dostosowawcze.

Co mogą więc uczynić Stany Zjednoczone i Europa? Jeśli rację mają Eichengreen i Irwin, sięgną po te same opcje “drugiego wyboru”, jakie były dostępne dla krajów przywiązanych do parytetu złota w latach 30. Podniosą taryfy albo w inny sposób będą bezpośrednio interweniować w handel. Już widać, jak w miarę narastającej irytacji z powodu niezrównoważenia walutowego, nabierają siły odruchy protekcjonistyczne.

Jak prawie każdy przyzna, stosowanie do bezpośrednich i pośrednich form protekcjonizmu handlowego zaszkodzi całemu światu i opóźni wychodzenie z kryzysu. Ale fakt, że wszyscy się co do tego zgadzają nie powinien uśpić naszych obaw. W latach 30. też dobrze rozumiano, że ograniczenie handlu międzynarodowego pogorszy kryzys. Nie powstrzymało to wcale fali protekcjonizmu, która sprawiła, iż kryzys zyskał przydomek “Wielki”.

Wydaje się, że znów zamierzamy popełnić ten sam błąd. Kraje zdolne do powiększenia swojego udziału w zaspokajaniu globalnego popytu poprzez dewaluację, starają się to uczynić. Inne kraje z pewnością będą rozważać bardziej bezpośrednie formy interwencji. Jest się czego obawiać. Bez poważnej koordynacji na skalę globalną, w ramach której USA wraz z Europą wyrzekną się protekcjonizmu w zamian za znaczną aprecjację niedoszacowanych walut, podnoszenie taryf celnych wydaje się nieuniknione.

Autor: Michael Pettis
© The Financial Times Limited 2009
 
Baqu 728,6K

Baqu

Forum VIP
&quot;Polska norma&quot;, czyli mieszkaniowy dobrobyt na wstecznym biegu.

Sobota, 19 grudnia (06:00)

Gdyby tak za miarę postępu dobrobytu w Polsce przyjąć dostępność cenową nieruchomości oraz ewolucję metodyki zaspokajania potrzeb mieszkaniowych Polaków, to mogłoby się niestety okazać, że nie dość iż jedziemy na wstecznym biegu, to w dodatku z zamkniętymi oczami.

Gdy przed dwiema dekadami polska gospodarka na bazie reformy Balcerowicza ewoluowała z otchłani realnego socjalizmu do wolnorynkowego &quot;raju&quot;, niemal wszyscy uczestnicy świeżo ukonstytuowanej III Rzeczpospolitej pewni byli nadejścia ery trwałego wzrostu poziomu życia w Polsce. Jednym z głównych czynników mającym o tym poziomie decydować &quot;od zawsze&quot; pozostają warunki mieszkaniowe, a zwłaszcza realne szanse oraz bieżący poziom ich zaspokojenia przez przeciętnego obywatela. Niestety wszystkie dostępne dane wskazują na to, że ta dziedzina kształtowania jakości życia polskiego społeczeństwa naznaczona jest permanentnym regresem.


pełny art ▶ http://biznes.interia.pl/nieruchomosci/news/mieszkania-beda-taniec-jeszcze-przez-5-lat,1408305
 
sajuken 35

sajuken

Użytkownik
Cytat z komentarzy:
&quot;Balcerowicz: Po co pełzać? Można biec. Czyli poradnik dla lemingów.
To podbiję licznik. Z informacji bieżących:
Możliwe, że już w maju tego roku Powszechny Zakład Ubezpieczeń trafi w ręce Amerykanów - informuje RMF FM. Będzie to możliwe po tym jak PZU trafi na warszawską giełdę.
Udziałami w PZU zainteresowane są głównie amerykańskie instytucje finansowe. Dlatego minister Aleksander Grad ostatnie kilka dni spędził w Stanach Zjednoczonych, szukając inwestorów wśród banków i funduszy inwestycyjnych m.in. Goldman Sachs i JP Morgan (tych co wrobili polskie przedsiebiorstwa na opcjach walutowych).
Inwestorzy ze Stanów Zjednoczonych są również zainteresowani udziałami w: KGHM, Polskiej Grupie Energetycznej, Tauronie i warszawskiej giełdzie.
Jeszcze nigdy nie było takiej koncentracji. 90% kontraktów na WIG20 w rękach dwóch inwestorów. Poziom koncentracji na rynku kontraktów terminowych na WIG20 jeszcze nigdy nie osiągnął takiego poziomu jak po wczorajszej sesji, wynika z danych opublikowanych wczoraj wieczorem przez GPW w codziennym raporcie o stanie rynku. Największy inwestor posiada obecnie pozycję dającą mu ponad 50 proc. zaangażowanie http://www.bankier.pl/static/att/70000/2065165_11.png
Drugi portfel znajduje się w przedziale zaangażowania pomiędzy 35 a 40 proc. Wygasająca w ten piątek seria grudniowa w środę wciąż jeszcze posiadała większą płynność, ale po dzisiejszej sesji najprawdopodobniej się to zmieni ze względu na rolowanie pozycji przez graczy.
Donald Tusk: Wysokie emerytury powinni dostać ci, którzy pracują przez całe życie.
Nie twórzmy na siłę miejsc pracy w Polsce B, zlikwidujmy przywileje emerytalne, przyspieszmy prywatyzację - apeluje Leszek Balcerowicz w dzisiejszej &quot;Gazecie Wyborczej&quot;. Trzeba wyeliminować w państwie te formy, które szkodzą ludziom ograniczając wolność * lub deformując bodźce. Np. skłaniając ludzi do tego, żeby mniej pracowali niż możliwe. To jest wypaczenie. To jest zdeformowany bodziec - mówił o wyzwaniach Polski w 20 lat od rozpoczęcia transformacji Leszek Balcerowicz. Kolejne wyzwania wg Balcerowicza to prywatyzacja i sprawny system sądowniczy. Twórca reform gospodarczych okresu transformacji wspominał w Sejmie pierwsze kroki w doganianiu przez nasz kraj cywilizowanego świata.
Cywilizowany świat:
Całkowity dług każdego Amerykanina po 90 latach działania systemu FED i 60 latach Bretton Woods to: 346 000 dolarów / per capita czyli: jeden milion dwa tysiące dziewięćset siedemdziesiąt zł per capita. Pozycja z tabeli na samym dole na czerwono, całkowity dług (na każdego):
http://www.usdebtclock.org
U nas jakieś `jedyne&#39; 80 000 na głowę w 2012 r. w/g wyliczeń ekonomistów Instytutu Sobieskiego.
I teraz pytanie. Skoro wszystkie państwa są netto zadłużone po uszy w niespłacalnych kwotach w sumarycznej wysokości światowego PKB: http://buttonwood.economist.com/ content/gdc to kto jest wierzycielem/właścicielem?
Jakie były cele transformacji na początku 90-tych? Z rządowych broszur pamiętamy, że: zebranie funduszy na rezerwę demograficzną, na fundusz infrastrukturalny, na fundusz reprywatyzacyjny i uspołecznienie własności (NFI).
Po dwudziestu latach: żaden z tych funduszy nie istnieje, NFI okazał się całkowitą ściemą i mirażem, trzy czwarte sektora finansowego oddane, 75% majątku skarbu państwa sprzedane za ułamek wartości głównie zagranicznym korporacjom i funduszom lub tym, którzy przygotowywali się do tego od wczesnych lat 80-tych, dług publiczny oficjalny 700 000 000 000, faktyczny po wyczyszczeniu z kreatywnej księgowości i uwzględnieniu samorządów, systemu emerytalnego oraz opieki zdrowotnej ponad 2 000 000 000 000 (w 2012 wg IS). Gospodarka? Przemysł dosyć iluzoryczny - głównie filie, montownie i hurtownie, które jak pokazują dzisiejsze kryzysowe doświadczenia korporacje zwijają od ręki z dnia na dzień gdy potencjał danego lokalnego dla nich rynku spada. Technologie i moce wytwórcze wyjeżdżają i zostają puste ściany.
Ministrowie Gospodarki, środowiska, skarbu i finansów jak sprawny syndyk sprzedają ostatnie firmy surowcowe, energetyczne i infrastrukturalne, przygotowują podstawy prawne pod łatwą sprzedaż zasobów surowców naturalnych, głównie gazu i miedzi pod pretekstem konieczności zasypania niezasypywalnej dziury budżetowej i długu (nowe prawo geologiczne). Polska mimo, że samowystarczalna gazowo chce sprzedać swoje złoża (1,5 bln m3) amerykańskim i brytyjskim korporacjom jednocześnie podpisując z Rosjanami 20-letni kontrakt na trzy razy droższy gaz. W prezencie budujemy gazoporty, żeby Conoco Philips i inni mieli którędy ekspediować urobek. Dziura jest niezasypywalna, bo dług rośnie wszędzie z przyczyn systemowych. Kreacja pieniądza została przekazana przez banki centralne bankom komercyjnym, które nie kreują pieniędzy na odsetki od stworzonych przez nie wirtualnie z powietrza kredytów. Kwota ta pojawia się głównie po stronie długów państwowych. Narastanie długu przyśpieszają wydatki sztywne (m.in. urzędnicy i emerytury mundurowe po 20 latach pracy), nakłady infrastrukturalne (żeby szybciej wykorzystać `pomoc&#39; UE na autostrady dla podpitych kibiców, którzy wpadną tu na dwa dni) i podziurawiony system podatkowy pozwalający dużym inwestorom&#39; na wieczne wakacje podatkowe lub transferowanie zysków na Curakao. Z kolei bank centralny nie może przekazywać swoich zysków z działalności operacyjnej do budżetów. Do NBP trafiają dolary z prywatyzacji, które rząd musi wymienić na złote. NBP mityczne rezerwy powstałe z wypracowanego zysku `inwestuje&#39; np. w długoterminowe obligacje państwowe USA, które niedługo będą miały realną wartość zeszłorocznego śniegu.
W Lizbonie i Kopenhadze podpisują kwity, które ogromną szuflą dosypią zobowiązania nie do udźwignięcia. W pierwszym przypadku chodzi o zwierzchnictwo trybunałów i prawa europejskiego nad krajowym czyli w związku z potwierdzeniem świętego prawa własności wpisanym w traktat lizboński konieczność wypłat rekompensat za mienie prywatne na `ziemiach odzyskanych&#39; (umowa poczdamska mówi o przejęciu przez Polskę wyłącznie niemieckiego mienia państwowego, komunalnego i jurysdykcji, prywatną własność będziemy musieli oddać, zadbają o to trybunały) oraz pożydowskie (w przypadku braku spadkobierców na rzecz fundacji z Nowego Yorku co EU firmowała na konferencji w Pradze dwa miesiące temu). Z UE nie mamy ucieczki, bo w traktacie akcesyjnym wstawiono zapis, ze musielibyśmy oddać każde otrzymane z Brukseli EURO od 2002 roku wraz z odsetkami (mimo, że lwia część tej `pomocy&#39; to nasza składka).
W wyniku wprowadzenia przez Kopenhagę podatku od oddychania zapłacimy 92 mld do 2020 r. mimo, że 50 000 naukowców z całego świata twierdzi, że zmiany klimatyczne nie mają charakteru antropogenicznego i nie mają nic wspólnego z CO2 (w odróżnieniu od ponad 2000 naukowców na liście Al&#39;a Gora, którzy jak teraz przyznają podpisali się pod nią na wiarę, bo na początku listy był podpis noblisty, a klimatem profesjonalnie się nie zajmują). Ernst &amp; Young wyliczył, że w 2030 roku polski produkt krajowy brutto będzie mniejszy z tego tytułu o 503 miliardy złotych, czyli sięgnąłby około 50 proc. PKB z 2007 roku.
Forsowana przez PO zmiana konstytucji niewiele ma wspólnego z prezydenturą, ma głównie trzy cele: 1. Znieść zapis progu ostrożnościowego, dopuszczalnego zadłużenia na poziomie 60 % PKB by móc dopisywać legalnie następne zera do długu. 2. Wyczyścić Konstytucję z zapisów, które są sprzeczne z traktatem lizbońskim więc są problematyczne dla Trybunału Konstytucyjnego przy zaskarżeniach 3. Wpisać wprowadzenie Euro i zwierzchnictwo Europejskiego Banku Centralnego nad NBP, żeby definitywnie zamknąć prawną drogę do ew. odzyskania kontroli nad kreacją pieniądza i długiem przez NBP.
Razem
* Nie ma większego niewolnika, niż ten który uważa, że jest wolny. W do połowie pełnej szklance zostało tylko parę kropli.
 
R 2

robsonikk

Użytkownik
Rynki wschodzące, w tym Polska, wzrosną w 2010 r. o 20-30 proc., uważa Robert Parker, wiceprezes giganta zarządzania aktywami, Credit Suisse Asset Management, pisze &quot;Puls Biznesu&quot;.

To ekspert, który najwyraźniej wie, co mówi. W marcu namawiał do kupowania polskich akcji. Kto posłuchał, nie żałuje - indeksy wzrosły o ponad 80 proc. Teraz Parker zapowiada do lutego zahamowanie wzrostów, a nawet korektę, ale twierdzi, że w całym 2010 r. to akcje będą najlepszą inwestycją.

Okazyjne zakupy akcji w Europie Wschodniej
Martwisz się, że przegapiłeś akcje na wschodzących rynkach? Może nie w Europie Wschodniej. więcej »
Wzrosty - jego zdaniem - powrócą w marcu-kwietniu, a na koniec roku indeksy będą wyżej niż teraz. Parker spodziewa się wzrostu giełdy amerykańskiej o 10-15 proc., w krajach strefy euro - o 15-20 proc., a rynków wschodzących, do których zalicza się Polskę, o 20-30 proc.


http://biznes.interia.pl/gieldy/news/hossa-wroci-wiosna,1414192
 
Baqu 728,6K

Baqu

Forum VIP
A jeśli Stany przestaną być wypłacalne

Nieprawdopodobne? Niemcy bankrutowały w 1807, 1812, 1813, 1814 i 1850, a w XX w. - dwukrotnie. W ostatnich dwóch stuleciach państwa bankrutowały aż 170 razy.

http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,7416236,A_jesli_Stany_przestana_byc_wyplacalne.html



Bankrutuje Dubaj! - krzyczały 25 listopada pierwsze strony gazet na całym świecie.

Dubaj, jeden z siedmiu emiratów tworzących Zjednoczone Emiraty Arabskie, w odróżnieniu od swych sąsiadów jest mało zasobny w ropę i gaz. Większość dochodów osiąga z turystyki, usług finansowych i nieruchomości - ogromnych wieżowców budowanych na sztucznych wyspach. Największą firmą Dubaju jest powiązany z państwem holding Dubai World kontrolujący dziesiątki spółek. W okresie boomu Dubaj korzystał z łatwego kredytu, realizując zapierające dech projekty architektoniczne - wyspy w kształcie palm i kryte dachem kurorty narciarskie. Ambitny władca emir Muhammad ibn Raszid Al-Maktum marzył o przekształceniu dawnej rybackiej wioski w najnowocześniejszą stolicę świata arabskiego. Gorączka na rynkach finansowych generowała fenomenalny wzrost gospodarczy emiratu, który stał się ważnym centrum operacji bankowych. Światowy kryzys nie ostudził zapału menedżerów znad Zatoki Perskiej. Już po katastrofie banku Lehman Brothers, gdy banki finansujące inwestycje budowlane wpadły w panikę, Dubai World przedstawił plany budynku wysokiego na kilometr.

Jednak w końcu listopada holding poprosił inwestorów finansujących jego pomysły o zgodę na odroczenie spłaty długów. 1 grudnia minister finansów Abdulrahman Al-Saleh oświadczył, że rząd Dubaju nie zamierza gwarantować długów holdingu. - Wierzyciele odpowiadają za swoje decyzje i powinni umieć rozróżnić między spółką a państwem - dodał.

Rząd Dubaju umywa ręce - udaje, że nie ma nic wspólnego z pożyczkami zaciąganymi przez Dubai World. Nie po raz pierwszy naiwność wierzycieli została obnażona. Inwestorzy byli przekonani, że państwo weźmie na siebie całość zobowiązań powiązanych z nim spółek. A agencje ratingowe wprawdzie ostrzegały przed nadciągającym kryzysem, ale dług państwa i powiązanych z nim spółek traktowały jako całość. Dubaj ma bogatych krewnych w sąsiednich emiratach, na pewno mu pomogą - myśleli inwestorzy, którzy uważali państwa nad Zatoką Perską za bezpieczną przystań.

Państwa padają, nie znikają

Kraje wprawdzie znikają z politycznej mapy znacznie rzadziej niż korporacje, ale całkiem często ogłaszają niewypłacalność. W świecie finansów nazywa się to bankructwem. Najczęstszym powodem - obok wojen i rewolucji - są kryzysy finansowe.

Finansowe upadłości zaliczyły państwa, które dziś uchodzą za wzór stabilności. Hiszpania między rokiem 1500 a 1900 ogłaszała niewypłacalność 13 razy, Francja bankrutowała ośmiokrotnie. Niemcy w XIX w. bankrutowały w latach 1807, 1812, 1813, 1814 i 1850, a w XX w. dwukrotnie. Bankructwa zaliczyły Austria i Holandia, nie mówiąc już o znacznie słabszych: Grecji, Portugalii, Bułgarii, które wielokrotnie ogłaszały niewypłacalność.

Nawet Stany Zjednoczone mają na swym koncie dwa przypadki, które można nazwać niewypłacalnością. Jeszcze na początku XX w. papierowe banknoty z portretami prezydentów były kwitami dłużnymi, które bank centralny zobowiązywał się wymienić na życzenie posiadacza na złoto. W 1934 r. administracja Roosevelta zawiesiła wymianę papierowych dolarów na złoto, a w 1971 r. Nixon to samo uczynił w stosunku do należności innych rządów wobec USA. Nie były to bankructwa klasyczne, ale mimo wszystko nastąpiło złamanie przyjętych wcześniej wobec wierzycieli zobowiązań.

Klasyczną upadłość przeżyło natomiast kilka stanów. W latach 20. i 30. XIX w. stanowe rządy w USA podjęły ogromne prace nad budową infrastruktury, inwestując w budowę dróg, kanałów, kolei żelaznych. Wydatki finansowano pożyczkami, których łączna wartość sięgnęła 198 mln dol. Na początku lat 40. dziewięć stanów ogłosiło, że nie jest w stanie spłacać długów. Ich bankructwa przyspieszyła panika na rynkach finansowych w 1837 r. Cztery stany po prostu odmówiły spłaty zobowiązań, a inne przystąpiły do ich renegocjacji. Wśród bankrutów były takie szacowne stany, jak: Floryda, Luizjana, Maryland, Pensylwania. Ta ostatnia miała dług największy - 33 mln ówczesnych dol. - którego duża część zaciągnięta była za granicą, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii.

&quot;Gdy spotykam mieszkańca Pensylwanii na przyjęciu w Londynie, nie mogę oprzeć się pokusie, by podejść do niego i zapytać, jak czuje się przy angielskim stole, wiedząc, że jest winny każdemu z obecnych 1 lub 2 funty&quot; - cytuje Max Winkler w książce &quot;Foreign Bonds. An Autopsy: A Study of Defaults and Repudiations of Government Obligations&quot; wypowiedź pewnego inwestora.

Tylko w ostatnich dwóch stuleciach - od 1800 r. do dziś - zdarzyło się około 170 przypadków ogłaszania niewypłacalności krajów zarówno w stosunku do wierzycieli wewnętrznych, jak i zagranicznych. Przeszły cztery fale bankructw. W latach 20. XIX w. bankrutowały młode państwa, które dopiero co uzyskały niepodległość: Kolumbia, Chile, Peru, Prowincja Buenos Aires, Brazylia, Meksyk, Gwatemala i Grecja. Kolejna fala w latach 70. XIX w. pogrążyła m.in. Egipt i Turcję. Lata 20. i 30. XX w. to okres zamieszania na rynku długu państwowego, wynikającego z upadku czterech imperiów, pojawienia się kilkudziesięciu nowych państw i kryzysu finansowego lat 30. Wreszcie lata 80. XX w. to kryzys zadłużenia krajów Ameryki Południowej, a także Polski i kilku innych państw obozu sowieckiego.

Obecny kryzys finansowy spowodował ogromne straty w sektorze bankowym, ale jak na razie nie doprowadził do fali bankructw. Tyle że rządy, ratując swoje gospodarki, zaciągnęły ogromne długi, czego skutki poznamy za jakiś czas.

Uwaga, król bywa goły

Gdy firma ogłasza, że nie jest w stanie spłacić długów, wierzyciele przejmują jej majątek i zostaje ona wykreślona z rejestrów. Procedury upadłości pilnuje sąd i aparat państwowy. Ale kto ma do oddania długów zmusić państwo? Wkraczamy w obszar czystej polityki, która bywa niebezpieczna.

Rządzona przez Kapetyngów średniowieczna Francja byłaby krajem szczęśliwym i zamożnym, gdyby jej władcy nie mieszali spraw ziemskich z duchowymi. W grudniu 1244 r. król Ludwik IX, który przeszedł do historii jako Ludwik Święty, zachorował na malarię. Obawiając się rychłej śmierci, złożył ślubowanie, że w razie powrotu do zdrowia uda się na wyprawę krzyżową. Gdy tylko stanął na nogach, przystąpił do przygotowań. Próbując zdobyć twierdzę Al-Mansura, wraz z kwiatem rycerstwa francuskiego dostał się 6 kwietnia 1250 r. do niewoli. Wykupienie go kosztowało jego żonę Małgorzatę 400 tys. liwrów, gdy roczne dochody skarbu wynosiły zaledwie 250 tys. (liwr zawierał 8,271 g czystego złota). Już w 1270 r. Ludwik zorganizował następną wyprawę, która zakończyła się epidemią dżumy, a ofiarą padł sam król.

Jego syn Filip III wziął udział w tzw. krucjacie aragońskiej, zorganizowanej za namową papieża Marcina IV przeciwko królowi Aragonii. Kosztowała ona królewski skarbiec ponad milion liwrów - wielokrotność rocznych dochodów.

Wnuk Ludwika Świętego Filip IV Piękny dostał w spadku ogromny dług, którego dużą część stanowiły zobowiązania wobec zakonu templariuszy. Była w tym jakaś ironia i niesprawiedliwość - zakon założono dwa wieki wcześniej dla obrony pielgrzymów zmierzających do Ziemi Świętej, rycerze-zakonnicy ślubowali życie w ubóstwie i czystości. Ale w wyniku wypraw krzyżowych i nadań przez licznych władców stali się potęgą militarną i finansową, podczas gdy królewskie skarbce były puste.

Filip próbował łatać dziury w budżecie, rekwirując w 1306 r. wszystkie nieruchomości należące do Żydów, wśród których byli bogaci kupcy i finansiści wspomagający królewski skarb pożyczkami. Król za namową doradców wpadł też na całkiem nowoczesny i zupełnie nieuczciwy pomysł oddłużenia. Postanowił dług zdewaluować, bijąc monety z mniejszą zawartością kruszcu. Wreszcie postanowił rozprawić się z głównym wierzycielem. W piątek 13 października 1307 r. na rozkaz króla aresztowano członków militarnego zakonu. Na pamiątkę tej daty do dziś piątek trzynastego jest uważany za datę pechową. 54 templariuszy z wielkim mistrzem Jakubem de Molay spłonęło na stosie, a wraz z nimi długi Filipa Pięknego.

Niemcy bagnetami zmuszają Francję do płacenia

Skoro poddani wiedzą, że władca, zamiast oddać dług, może ich skrócić o głowę - a w każdym razie dług będzie trudny do wyegzekwowania - to dlaczego pożyczają mu pieniądze? Wybitny francuski historyk Ferdynand Braudel, który dokładnie badał finansowe problemy króla hiszpańskiego Filipa II (panował w latach 1556-98 i w czasie jego rządów imperium hiszpańskie znajdowało się u szczytu świetności), uważał, że prowadził on z bankierami grę, w którą bankructwo było z góry wkalkulowane. Gdy zniechęcili się do niego Niemcy, pożyczał od Włochów, potem od Hiszpanów, wreszcie od Portugalczyków. Dlaczego jednak kolejne bankructwa nie uczyły bankierów większej ostrożności? Pewnie dlatego, że chciwość i nadzieja na dobre kontrakty zawsze biorą górę nad ostrożnością.

Nieco inna sytuacja jest wówczas, gdy bankrutuje słaby kraj, a wierzyciele znajdują możnych protektorów wymuszających na bankrucie rekompensaty. W historii to niezbyt częste przypadki. Lord Palmerston, wielokrotny brytyjski premier i minister spraw zagranicznych, sformułował w połowie XIX w. doktrynę odnoszącą się do zagranicznych pożyczek. &quot;Jeżeli inwestorzy wolą kupować zagraniczne obligacje oprocentowane na 10 proc. zamiast niżej oprocentowanych, ale bezpiecznych rządu brytyjskiego, nie powinni się spodziewać, że rząd będzie się czuł zobowiązany interweniować na ich korzyść w przypadku bankructwa dłużnika&quot;. Doktryna Palmerstona nie jest jednak powszechnie obowiązująca.

Gdy dłużnik jest znacznie słabszy, niż wierzyciel, rodzi się pokusa, by długi wyegzekwować siłą. W 1871 r. Niemcy wymusiły na Francji zapłatę 5 mld złotych franków kontrybucji - zobowiązania, wynikającego z przegranej przez Francję wojny. Tylko pod tym warunkiem zgodzili się wycofać z Francji okupacyjne wojska. Był to największy w historii transfer pieniędzy z jednego państwa do drugiego - suma warta 25 proc. PKB Francji. Pieniądze te szczęścia Niemcom nie dały: napływ zdobycznych sum przyspieszył wybuch kryzysu finansowego w 1873 r., który doprowadził do fali upadłości w niemieckim przemyśle i w całej Europie Środkowej. Francuskie pieniądze znalazły się na kontach banków niemieckich, podgrzewając gorączkę spekulacyjną. Skończyło się jak zawsze pęknięciem bąbla. Finansowe tsunami przeszło przez Austro-Węgry i doszło do Turcji i Egiptu. Zadłużony wobec Francji i Wielkiej Brytanii Egipt został zmuszony do sprzedaży Kanału Sueskiego, a wreszcie stał się nieformalną kolonią brytyjską.

W tym wypadku doktryna Palmerstona nie działała. Wiek później Egipt odzyskał kontrolę nad kanałem, gdyż znalazł możnego protektora w postaci ZSRR. Anglia i Francja próbowały siłą odbić kanał, ale górę nad prawem własności wzięła polityka. Francuzi kanałem byli zainteresowani głównie z powodów politycznych, ale niebagatelne znaczenie miało to, że tysiące Francuzów posiadało akcje obligacje Universal Suez Canal Company. Zbrojna interwencja w 1956 r. się nie powiodła. Francja i Anglia zostały zmuszone do wycofania się z Egiptu przez silniejsze mocarstwa: ZSRR i USA.

Bolszewicy: za cara nie płacimy

Po I wojnie światowej jednym z bardziej zadłużonych krajów była Rosja, której rewolucyjny rząd (Rada Komisarzy Ludowych) w lutym 1918 r. oświadczył, że nie zamierza respektować dawnych długów carskich. Tego rodzaju postawa nie jest częsta w historii. Nawet średniowieczni władcy nie odmawiali spłacania długów bez żadnego uzasadnienia. Zwykle bankructwa wynikają z lekkomyślności rządów, a nie z ich złej woli. W przypadku bolszewików było inaczej.

W 1914 r. dług publiczny Rosji wynosił prawie 10 mld rubli (dokładnie 9 888 310 000), czyli ponad 5 mld ówczesnych dolarów. Według dzisiejszej siły nabywczej byłoby to około 100 mld dol. Podczas wojny dług, co zrozumiałe, jeszcze wzrósł i we wrześniu 1917 r. wynosił już 16,6 mld dol. Wraz z wybuchem wojny wymienialność rubli na złoto i inne waluty została zawieszona, a wartość rosyjskiego pieniądza dość szybko się kurczyła.

Jakieś 40 proc. rosyjskiego długu było w rękach inwestorów francuskich, w tym drobnego mieszczaństwa. Gdy w 1919 r. rząd francuski przystąpił do porządkowania roszczeń, zarejestrowało się 1,6 mln posiadaczy rosyjskich obligacji. Według historyków w rosyjskich papierach ulokowane było 4,5 proc. wszystkich francuskich oszczędności. O dziwo, obligacje te były notowane na giełdzie paryskiej aż do początku lat 90. XX w., choć obroty były minimalne. W lutym 1918 r., zaraz po dekrecie bolszewickiego rządu, można było je sprzedawać po kursie 55 centymów za 1 franka długu. W październiku 1919 r., gdy wojska Białych były bliskie zwycięstwa, kurs obligacji wzrósł do 62,5 centymów. Potem spadł, ale jeszcze przez wiele lat Francuzi mieli nadzieję, że dług odzyskają.

Najbliżsi byli w 1927 r., gdy ambasador sowiecki w Paryżu Krystian Rakowski zaproponował spłatę długu - 60 mln franków w złocie przez 60 lat - w zamian za kredyty handlowe dla państwa bolszewików. Delegacja francuska pod kierownictwem Anatole&#39;a de Monzie warunki przyjęła, ale ostatecznie rząd ich nie zaakceptował. Długi carskie nie zostały spłacone, a w 1996 r. rząd Czernomyrdina zawarł z rządem francuskim porozumienie o spłacie długów zaciągniętych już po 1945 r. Chodziło tym razem o niewielką sumę około 450 mln dol. Porozumienie próbowali storpedować członkowie stowarzyszenia posiadaczy carskich obligacji, ale nic nie wskórali. Dzisiejsza Rosja jest zbyt ważnym partnerem Zachodu, by dawne długi miały ciążyć na wzajemnych stosunkach.

Czy Ameryka zbankrutuje?

Wyzwaniem dla światowej gospodarki może być niewypłacalność rządu Stanów Zjednoczonych. Taka ewentualność do niedawna wydawała się nieprawdopodobna, a papiery dłużne amerykańskiego skarbu traktowane były jako najbardziej pewna inwestycja - nieprzynosząca wprawdzie wysokich zysków, ale nieobciążona też żadnym ryzykiem. Rynki finansowe traktują amerykańskie obligacje w szczególny sposób, ale ekonomiści z coraz większym niepokojem patrzą na piętrzące się długi Ameryki. Na początku dekady wynosiły one &quot;zaledwie&quot; 5,6 bln dol., czyli 58 proc. amerykańskiego PKB. W tym roku, jak się szacuje, dług publiczny USA sięgnie 12,9 bln dol. i przekroczy 90 proc. PKB. Wielkości te nie uwzględniają długów tzw. przedsiębiorstw sponsorowanych, czyli zależnych od rządu instytucji finansowych zajmujących się przede wszystkim gwarantowaniem pożyczek mieszkaniowych. W 2008 r. rząd przejął ich zobowiązania wynoszące ponad 5 bln dol. I bez tego w 2015 r. dług publiczny USA zbliży się do 20 bln dol., przekraczając 100 proc. PKB. W dodatku administracja Obamy forsuje kosztowną reformę zdrowia, która deficyt zwiększy, a tym samym narastający co roku dług.

Jedna czwarta długu amerykańskiego jest w rękach zagranicznych instytucji rządowych (głównie banków centralnych). Największym wierzycielem są Chiny, którym rząd amerykański jest winny 800 mld dol. Niepokoi łatwość, z jaką rząd amerykański potrafi zaciągać nowe pożyczki po niskich wciąż cenach. Za obligacje 30-letnie musi płacić nieco ponad 4 proc. rocznie, za 10-letnie - 3,5 proc. Wciąż nie widać, by rynki finansowe karały Amerykę za rozrzutność, a to zachęca do dalszej rozrzutności.

Kluczowe pytanie, które muszą stawiać wierzyciele brzmi: czy istnieje groźba, że dłużnik wpadnie w pętlę zadłużenia? Tzn. nie będzie w stanie płacić kosztów obsługi długu, który będzie narastał jak kula śniegowa.

W 2009 roku odsetki od długu kosztowały amerykańskich podatników 383 mld dol., a w roku 2010 zapewne około 500 mld. Za kilka lat samo oprocentowanie długu może kosztować Amerykanów 1 bilion dolarów rocznie.

To wcale nie znaczy, że bankructwo jest prawdopodobne. Jednym ze sposobów oddłużenia (zastosowanym, jak pamiętamy już przez Filipa Pięknego) jest psucie pieniądza.

Wierzyciele Ameryki mają w portfelach obligacje nominowane w dolarach, stale tracących na wartości. Prawdopodobny jest też wzrost inflacji, który sprawi, że nominalne dochody rządu amerykańskiego szybko wzrosną, a realna wartość długu spadnie. W ten sposób Ameryka oddłużyła się po II wojnie światowej. W pewnym sensie wierzyciele zostali oszukani. Nominalnie otrzymali zwrot pożyczonych pieniędzy, które realnie warte były znacznie mniej. Ameryka jeszcze przez wiele lat będzie militarnym królem świata. A kto pożycza królom musi się liczyć ze stratą.

Przy pracy nad artykułem korzystałem z książek: ¨Carmen M. Reinhart i Kenneth S. Rogoff, &quot;This Time is Different: Eight Centuries of Financial Folly&quot;, Princeton University Press; ¨ Barry Eichengreen i Peter H. Lindert &quot;The International Debt Crisis in Historical Perspective&quot;, Cambridge MIT Press, 1989; ¨ William Wynne &quot;State Insolvency and Foreign Bondholders: Selected Case Histories of Governmental Foreign Bond Defaults and Debt Readjustments&quot; New Haven: Yale University Press, 1951; ¨ Sean McMeekin, &quot;History&#39;s Greatest Heist: The Looting of Russia by the Bolsheviks&quot;, Yale University Press, 2008; ¨Fernand Braudel, &quot;Morze Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce Filipa II&quot;, Książka i Wiedza, 2004; ¨ oraz z eseju: &quot;The Forgotten History of Domestic Debt&quot; autorstwa Carmen Reinhart i Kennetha Rogoffa.

Źródło: Gazeta Wyborcza
 
Baqu 728,6K

Baqu

Forum VIP
Samodyscyplina w połączeniu z wiedzą - to podstawa sukcesu

Wywiad z Sergiejem Semenowem z międzynarodowej firmy brokerskiej Alpari
▶ http://biznes.onet.pl/samodyscyplina-w-polaczeniu-z-wiedza--to-podstawa-,18893,3188275,1,prasa-detal

1. Dorota Sierakowska: Dla większości inwestorów FOREX to rynek, na którym łatwo w ciągu krótkiego czasu zarobić lub stracić dość dużą sumę pieniędzy. A jednak czy możliwe jest bezpieczne długoterminowe inwestowanie na rynku walutowym?


Sergiej Semenow: Chciałbym najpierw określić pojęcie „inwestowanie” oraz „inwestowanie długoterminowe”. Zwykle na co dzień pod pojęciem inwestowania rozumiemy kupowanie czegoś, co będzie rosło na wartości. To nie wymaga od inwestora wiedzy o przedmiocie inwestowania i stałego śledzenia sytuacji na rynku. Wiele osób uważa, że w ten sposób można kupować akcje, nieruchomości, złoto itp. W rzeczywistości we współczesnej gospodarce jakiekolwiek inwestycje wymagają stałej uwagi i zarządzania nimi. Wszystko może dość szybko zarówno podrożeć, jak i stanieć. Dlatego ważne jest, aby we właściwym czasie dokonywać zakupu i sprzedaży potrzebnych instrumentów finansowych. FOREX jest najbardziej wygodnym do tego rynkiem. Może Pan w dowolnym czasie kupić lub sprzedać potrzebną walutę, co bywa kłopotliwe, na przykład w przypadku akcji. To właśnie wysoka płynność rynku walutowego stanowi o jego uniwersalności, zarówno dla inwestycji długoterminowych, jak i krótkoterminowych.

2. DS: Jakie według Pan opinii istnieją najefektywniejsze strategie na rynku FOREX?

SS: Nie istnieją strategie absolutne. Ich wybór dokonywany jest na podstawie konkretnych zadań inwestora, jego osobistych preferencji oraz właściwości zachowania się waluty, w której realizowany jest handel.

3. DS: Dlaczego tak wielu graczy traci na rynku walutowym?

SS: Tak naprawdę mało jest skutecznych handlowców na jakimkolwiek rynku. Chodzi o czystą psychologię. Na przykład, jeżeli kupił Pan akcje i straciły one na wartości, oznacza to, że stracił Pan pieniądze. Ale ponieważ akcje zostają u Pana, to nie odbiera tego Pan jako straty, ponieważ ma Pan nadzieję, że kiedyś ich cena wzrośnie.

4. DS: Jakie są najczęściej spotykane błędy wśród inwestorów na tym rynku i jak ich uniknąć?

SS: Najczęstszym błędem, i prawdopodobnie najważniejszym, są emocje i brak wiedzy. Inwestorzy często nie dostrzegają, że nie działają na podstawie planu czy zdrowego rozsądku, lecz pod wpływem własnych emocji: strachu, chciwości, itp. Poza tym, trudno wyobrazić sobie skuteczny handel bez zrozumienia metod analizy rynku, zarządzania ryzykiem, technologii doskonalenia transakcji. Wszystkiego tego trzeba się nauczyć i długo wypróbowywać „na sucho”, zanim przejdzie się do realnego handlu. Samodyscyplina w połączeniu z wiedzą – to podstawa sukcesu.

5. DS: Czy każdy może grać na rynku walutowym? A jeżeli nie, to kto powinien tego unikać i inwestować w inny sposób?

SS: Spróbować może każdy. Nie można zawczasu określić, czy dana osoba odniesie sukces w handlu. Na pewno nie warto, aby grały osoby skłonne do hazardu. Ludzie tacy grają dla emocji. A to nie jest już praca, lecz rozrywka - jak kasyno. Jeżeli dana osoba wie, że jest skłonna do hazardu i pragnie zainwestować pieniądze, to lepiej, aby włożyła środki na konto PAMM, tzn. powierzyła zarządzanie swoimi pieniędzmi profesjonalnemu trader&#39;owi.

6. DS: Zna Pan jednego z najsłynniejszych spekulantów na świecie – G. Sorosa. Czy zgadza się Pan z jego poglądami?

SS: Każdy handlowiec (spekulant) ma własny obraz i własne rozumienie rynku finansowego. Naturalnie wiele moich poglądów ukształtowało się pod wpływem Sorosa. Tym bardziej, że moja znajomość z nim nastąpiła u szczytu jego sławy. W tym czasie byłem dopiero początkującym w tej branży. Jednocześnie jestem jednak przekonany, że każdy spekulant zawsze opiera się na swoim zdaniu i własnym postrzeganiu rynku. Jedynie to może prowadzić do profesjonalnego rozwoju i doskonalenia się.

7. DS: Słowo „spekulant” wywołuje u ludzi sprzeczne emocje. Dla jednych spekulanci są pożyteczni z racji tego, że tworzą płynny rynek, a dla innych – to ludzie sztucznie wywołujący pewne ruchy cen. Po czyjej Pan jest stronie?


SS: Wydaje mi się, że większość ludzi nie całkiem prawidłowo rozumie rolę spekulantów w świecie finansów. Sam wyraz spekulant pochodzi od „speculate”, co oznacza: rozmyślać, ważyć, przewidywać. Oznacza to, że spekulanci to osoby, które na podstawie własnych przewidywań starają się zarobić na zmianach cen. Sztucznie zmieniać ceny praktycznie nikt nie może. Nawet, jeżeli to potrafi, może doprowadzić to do jego zrujnowania. Podam prosty przykład. Jeżeli Pan przyjdzie na miejski bazarek i zacznie od handlarzy wykupywać ziemniaki, to zaczną oni podnosić cenę i na koniec dnia Pana działania doprowadzą do wzrostu ceny. Aby na tym zarobić, musi Pan sprzedać te ziemniaki jeszcze drożej. Ale czy pozostali handlarze, którzy przyjadą na bazarek następnego dnia, aby sprzedawać swój towar, będą popierać Pana i sprzedawać drogo? Najprawdopodobniej będą oni znowu sprzedawać swój towar po starych cenach. A Pan poniesie straty. Analogiczna sytuacja występuje w świecie finansów. Dlatego jeżeli mówimy o pożytkach płynących z istnienia spekulantów dla rynków finansowych, to oczywiście ich działania prowadzą do zwiększenia płynności.

8. DS: Czy w Rosji inwestorzy indywidualni chętnie grają na FOREX-ie?

SS: Tak, w ciągu ostatnich 5-6 lat nastąpił duży skok we wzroście popularności FOREX-u. Obecnie wielu na nim handluje lub uczy się handlowania. Stało się tak z dwóch przyczyn. Pierwsza: dzięki rozwojowi Internetu FOREX stał się technicznie łatwo dostępny. Druga przyczyna to ostra konkurencja między brokerami FOREX-u, która doprowadziła do tego, że jest on finansowo dostępny praktycznie dla każdego. Poza tym, ukierunkowanie rosyjskich brokerów FOREX-u na zaoferowanie klientom maksymalnie jakościowego i taniego dostępu do rynku dało im w oczach klientów pierwszeństwo przed zachodnimi brokerami.

9. DS: Światowy kryzys dotknął dosyć mocno rosyjską gospodarkę. Jak Rosja wychodzi z kryzysu?

SS: Niestety, reformy doprowadziły do tego, że Rosja z rozwiniętego przemysłowo kraju stała się krajem wydobywającym surowce. Dopóki ceny na ropę i gaz pozostają dość wysokie, pozwala to krajowi utrzymać się na powierzchni i nie wpadać w głęboką depresję. Jeżeli polityka gospodarcza kraju się nie zmieni, to wyjście Rosji z kryzysu będzie całkowicie uzależnione od wzrostu gospodarki światowej.

10. DS: Jak według Pana będzie wyglądała sytuacja amerykańskiego dolara w roku 2010?

SS: Myślę, że ten rok będzie dobry dla amerykańskiego dolara. Sytuacja w gospodarce Stanów Zjednoczonych stopniowo się stabilizuje; Amerykanie pozbywają się starych produkcji, takich jak samochody z silnikami wewnętrznego spalania itp. Kraj ten jest praktycznie jedynym twórcą i sprzedawcą wysokich technologii, bez których rozwój całej gospodarki światowej jest nie do pomyślenia. Poza tym nie posiadają oni przecież wielkich instrumentów oddziaływania w zakresie gospodarki zagranicznej na kraje. Wszystko to nie może nie prowadzić do umocnienia się dolara.

Autor: Dorota Sierakowska
 
Baqu 728,6K

Baqu

Forum VIP
komentarz odnosnie sporych spadków naszej waluty w ostatnich dniach:

A jeśli drgawki złotego jeszcze potrwają?

Obserwujemy właśnie największe osłabienie polskiej waluty od przełomu 2008-2009 r., czyli od apogeum kryzysu finansowego. Czy jest się czego bać? Patrząc przez pryzmat gwałtowności spadków złotego można się niepokoić. Tylko w ciągu dwóch dni - wtorku i śordy - euro podrożało z 3,92 zł przejściowo nawet do 4,09 zł, a więc aż o 17 gr. Dolar zyskał jeszcze bardziej: z 2,97 zł w piątek podrożał do 3,19 zł w środę po południu, czyli skoczył aż o 22 gr. w ciągu ledwie dwóch sesji. Sporo. Poniżej zobaczycie kurs złotego w relacji do euro z ostatniego roku. Nie jest to może jeszcze dramat, ale wygląda zbyt „pionowo”, by się całkiem nie martwić, prawda?

http://samcik.blox.pl/2010/05/A-jesli-drgawki-zlotego-jeszcze-potrwaja.html
 
Baqu 728,6K

Baqu

Forum VIP
trzeba myśleć o przyszłości zanim będzie za późno...

Co zmieni szczyt G20

W jednym z wywiadów prof. Jan Winiecki powiedział: „G7, G8, G20, G30, wszystko jedno ile, i tak g… z tego będzie”. Po kolejnym, czwartym szczycie grupy G20 widać, że wszystko zmierza w kierunku tej konkluzji.

▶ http://7dni.wordpress.com/2010/06/28/co-zmieni-szczyt-g20/

- - - - -

Ile pieniędzy trzeba odłożyć na emeryturę

Powszechnie wiadomo, że na państwową emeryturkę nie ma co liczyć. Może to być zasiłek awaryjny, jakiś dodatek do budżetu domowego, ale nie liczyłbym na podróżowanie po świecie za emeryturę z ZUS czy OFE. Co gorsza z całą pewnością sytuacja emerytów będzie się pogarszać wraz z plajtą kolejnych państw i niemożnością dalszego zadłużania budżetów, starzeniem społeczeństw oraz Peak Oil.

▶ http://slomski.us/2010/06/18/ile-pieniedzy-trzeba-odlozyc-na-emeryture
 
Baqu 728,6K

Baqu

Forum VIP
Polityka monetarna stanu wyjątkowego

Polityka monetarna w USA kreuje w ostatnich latach oczekiwanie, że Rezerwa Federalna będzie ratowała inwestorów, jeśli bąble spekulacyjne pękną. Inwestorzy zaczęli liczyć na wsparcie Fedu dla ryzykownych przedsięwzięć. Kryzys na rynku kredytów hipotecznych jest po części skutkiem tego błędnego podejścia - pisze prof. Gerald P. O&#39;Driscoll z Cato Institute w Waszyngtonie.

http://www.obserwatorfinansowy.pl/2010/07/06/polityka-monetarna-stanu-wyjatkowego/

! polecam !
 
Baqu 728,6K

Baqu

Forum VIP
Złoto to ostatnia bezpieczna waluta

1 czerwca 2010 roku cena złota podskoczyła powyżej rekordowych poziomów z roku 2009. Kruszec kupują drobni inwestorzy oraz fundusze, które kilkanaście miesięcy temu zarabiały, gdy wszyscy dookoła tracili pieniądze. Złoto nie jest już tylko metalem szlachetnym. To jedyna waluta, której wartości nie kontrolują banki centralne.

▶ http://biznes.onet.pl/zloto-to-ostatnia-bezpieczna-waluta,18567,3352472,1,prasa-detal

:!: _polecam_ :!:
 
Baqu 728,6K

Baqu

Forum VIP
Amerykanie wydrukowali 110 mld dol. z błędami

▶ http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,8785049,Amerykanie_wydrukowali_110_mld_dol__z_bledami.html

W kwietniu amerykański rząd ogłosił premierę nowych banknotów i umieścił na YouTubie filmik przypominający zwiastun filmu sensacyjnego. Właśnie okazało się, że nowa technologia jest na tyle skomplikowana, że popełniono błąd dotyczący banknotów o wartości 110 mld dol.

Ze względu na wadliwe wykonanie nowych znaków zabezpieczających Biuro Rezerwy Federalnej USA (Fed) nie puściło w obieg 110 mld dol. w banknotach o nominale; część pójdzie na przemiał. 1,1 mld wadliwych banknotów stanowiło 10 proc. banknotów dolarowych będących w obiegu na naszej planecie, których łączna wartość wynosi 930 mld dol. - poinformowało telewizję NBC anonimowe źródło rządowe.

Drukowanie banknotów, których przeznaczeniem okażą się przynajmniej częściowo niszczarki, trwało od kwietnia tego roku - miały one być wprowadzone do obiegu w lutym 2011 r.

Zabezpieczenie nowych banknotów przed fałszerzami polegało - według NBC - na umieszczeniu na nich trójwymiarowego paska bezpieczeństwa i wizerunku dzwonu, który zmienia kolor w zależności od kąta padania światła.

Okazało się to jednak dla drukarni amerykańskiego banku centralnego zbyt skomplikowane.

Według NBC w trakcie produkcji banknotów na papierze powstawały drobne zmarszczki widoczne w postaci białej plamy na twarzy Benjamina Franklina.

Dopóki Fed nie opracuje systemu, za pomocą którego będzie można ustalić, jaka część studolarówek zawiera ów błąd, przechowywane są w kasach pancernych w pomieszczeniach agencji w Waszyngtonie i w Fort Worth (Teksas) w skrzyniach, z których każda zawiera 16 tys. banknotów.

Ręczne sprawdzenie banknotów zabrałoby Fed od 20 do 30 lat. Eksperci agencji wierzą jednak, że uda się zmechanizować tę czynność, tak aby nie trwała dłużej niż rok.

Wadliwe banknoty studolarowe pójdą na przemiał.

Produkcja zatrzymanej partii studolarówek była najdroższa z dotychczasowych - każdy banknot kosztował ok. 12 centów, dwa razy tyle co dawne banknoty. Oznacza to, że amerykański rząd wydał na druk całej partii 120 mln dol.

Aby na rynku nie zabrakło banknotów dolarowych, Departament Skarbu USA postanowił na razie wznowić produkcję starych nominałów z podpisem Henry&#39;ego Paulsona, sekretarza skarbu w rządzie prezydenta George&#39;a W. Busha.

---

idioci... no idioci ;-D
 
P 95

piotrek_

Forum VIP
Gdzie przedsiębiorca znajdzie specjalistę?
Przedstawiciele biznesu od niewdana mają możliwość kontaktu ze specjalistami poprzez platformę SzukajEksperta.com. Celem serwisu jest kojarzenie przedsiębiorców z ekspertami danej dziedziny, którzy swoim doświadczeniem i umiejętnościami mogą wesprzeć realizację różnych projektów. W bazie jest już 80 tys. potencjalnych doradców.
Zdaniem twórców serwisu z praktyki wynika, że często podejmujący się autorskich projektów biznesmeni mają zbyt małą wiedzę, by je samodzielnie realizować. Potrzebują zatem pomocy specjalistów, którzy wydadzą ekspertyzę, wykonają badania empiryczne i zaopiniują podane tezy.
Informacje o ekspertach (głównie biologach, chemikach, lekarzach, prawnikach i inżynierach) i ich zainteresowaniach gromadzone są w serwisie SzukajEksperta.com w oparciu o ich publikacje naukowe, prace doktorskie, projekty, w których uczestniczą czy też wnioski patentowe. Z kolei przedsiębiorca, który chce zlecić prace ekspertowi, musi przedstawić charakterystykę zadania albo opisać, jakiej wiedzy eksperckiej potrzebuje.
Przedstawiciele serwisu porównują wówczas dorobek naukowy zarejestrowanych specjalistów z podanym opisem. Na tej podstawie, przy zastosowaniu algorytmów typu Text Mining, wyszukiwani są eksperci najbardziej pasujący do zadania. Kolejnym krokiem jest nawiązanie z nimi kontaktu i uzgodnienie, czy są zainteresowani zleceniem. Ostatecznie klient otrzymuje listę ekspertów, którzy są gotowi wykonać zamówione prace.
- Intuicyjna nawigacja serwisu, wysoka funkcjonalność i łatwość rejestracji zarówno klientów, jak i samych ekspertów, sprawiają, że jest to projekt internetowy o niepowtarzalnym jak dotychczas charakterze – zapewniają przedstawiciele serwisu. Deklarują, że obecnie jest to największa polska baza ekspertów (w szczególności naukowców) ze wszystkich dziedzin wiedzy, zwłaszcza z obszaru inżynierii i technologii, medycyny, nauk przyrodniczych oraz prawa, ale też nauk społecznych i humanistycznych oraz rolnictwa.
Inicjatywa jest współfinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.
źródło : www.naukawpolsce.pap.pl

****
Poniżej zamieszczam bardzo ciekawy artykuł , jako poradnik zwłaszcza dla szukających pracy jak również ambitnych ludzi , którzy w pracy widzą szanse rozwoju zawodowego i szukania nowych wyzwań, polecam ????

Wiedza i kompetencje ważne dla firm
Z badania przeprowadzonego przez KPMG na zlecenie PKPP Lewiatan, w ramach projektu „Kwalifikacje dla potrzeb pracodawców” wynika, że przedsiębiorstwa coraz częściej są świadome korzyści wynikających z podnoszenia kwalifikacji pracowników. Dzięki temu rozwija się również współpraca środowisk biznesowych z sektorem edukacji.
Najpopularniejszą formą podnoszenia kwalifikacji są szkolenia. W obliczu trudnej sytuacji na rynku wprowadzane są nowe sposoby ich organizacji, np. dofinansowanie ze środków unijnych, prowadzenie przez pracowników szkoleń wewnętrznych. Liczba dni szkoleniowych przypadających na jednego pracownika wśród większości podmiotów nie przekracza ośmiu, w nielicznych było to 12 dni.
Optymistyczne tendencje podkreśla Małgorzata Rusewicz, dyrektorka Departamentu Dialogu Społecznego i Stosunków Pracy PKPP Lewiatan: - Coraz częściej polscy przedsiębiorcy dostrzegają fakt, że w nowoczesnym biznesie decydującym czynnikiem warunkującym tworzenie wartości jest wiedza, która spycha w cień kapitał finansowy i że sukces oraz powodzenie firmy zależy od zdolności do tworzenia rozwiązań innowacyjnych czy produktów i usług o wysokiej wartości dodanej.
Najczęściej spotykane narzędzia rozwoju firmy to programy rozwoju kadry menedżerskiej, mentoring i coaching, dofinansowanie nauki na studiach oraz nauki języków. Bodźcem natomiast do współpracy z sektorem edukacji jest regularne podnoszenie kwalifikacji obecnych pracowników, budowanie wśród nich dobrego wizerunku oraz pozyskiwanie i kształcenie nowo zatrudnionych.
Firmy często stawiają też na praktyki i staże, również dlatego, iż większość pracowników nie posiada wystarczającego przygotowania praktycznego do wykonywania zadań na stanowisku pracy. Wiele firm finansuje współpracę z sektorem edukacji z własnych środków, inne dzielą koszty z instytucjami edukacyjnymi lub korzystają z funduszy unijnych. Istnieje również pozytywny trend budowania kompleksowych projektów współpracy, jak np. „Zagrzewamy do nauki&quot; Vattenfall Heat Poland.
Pośród wyróżnionych za dobre praktyki w szkoleniach znalazły się: TP SA, TVN SA, Ringier Axel Springer Polska, Sanitec Koło Sp. z.o.o., Siemens Polska Sp. z o.o. Za dobre praktyki we współpracy z instytucjami edukacyjnymi wyróżniono natomiast: Acus, Corpo Sp. z o.o., IBM Polska, Microsoft, Vattenfall Heat Poland.​

Źródło : www.pkpplewiatan.pl
 
Do góry Bottom