>>>BETFAN - TRIUMF BONUSA NAD BOOSTEM <<<<
>>> ZAKŁAD BEZ RYZYKA DO 200 ZŁ!<<<

postawnasiebie.org

A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
Witam!
Jestem hazardzistą uzależnionym od zakładów bukmacherskich. Grałem ponad 10 lat. Jestem po terapii w zamkniętym ośrodku leczenia uzależnień. Spędziłem w nim 8 tygodni, w tym Boże Narodzenie i Sylwester.
Od kwietnia 2017 roku prowadzę bloga „POSTAW NA SIEBIE”, na którym opisuję swoją historię. Założyłem go, bo wkurzało mnie, że coraz więcej osób zachęca do obstawiania meczów, a nikt nie mówi, że to hazard i jakie mogą być konsekwencje uzależnienia od niego. Założyłem go, z nadzieją, że komuś pomogę. Również w tym celu będę wrzucał tu jego fragmenty.
Blog ma swoje profile na Facebooku i Twitterze. Pomóż mi dotrzeć do innych. Polub, zaproś do polubienia, obserwuj, udostępnij, podaj dalej. Dziękuję!
▶ http://postawnasiebie.org - ZAPRASZAM ????
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;Zacząłem grać krótko po rozpoczęciu liceum. Mieszkałem wówczas w internacie. Z dala od rodziców, z kieszonkowymi co tydzień i z zapasem jedzenia. Warunki do obstawiania były więc idealne. Wywodzę się jednak z dobrego domu, więc gdy wyjeżdżałem do szkoły średniej, jedyne o co mógłbym założyć się w tamtym czasie to to, że hazard nigdy mnie nie dotknie. Jak powiedział Cezary Pazura w filmie „Chłopaki nie płaczą”: „Wtedy dałbym sobie za to rękę uciąć. I wiesz co… i bym teraz ku*** nie miał ręki”.
Pewnego dnia starszy kolega przyszedł do mojego pokoju i pochwalił się, że wygrał u buków 700 złotych.
- Wow, zajebiście! – przyznał jeden z moich współlokatorów.
- Może i my byśmy spróbowali – powiedział po chwili drugi.
„Siedem stówek za obstawianie kilku meczów? Za 50 zł? Nieźle…” - pomyślałem. Od razu, z tyłu głowy, pojawiła się jednak czerwona lampka i komunikat: „Nie rób tego. To hazard. To niebezpieczne”. Podziało. Trochę…
Następnego dnia poszedłem z nimi do jednego z punktów bukmacherskich. Starszy kolega miał odebrać wygraną, my mieliśmy zagrać. Oni zagrali, ja nie.
- Ty nie obstawiasz? – zapytał mnie jeden z ziomeczków.
- Nie, nie chcę – odpowiedziałem.
- Dawaj! Puścimy kupon za 5 zł, wygramy kilka „dyszek”, będzie na drobny melanż.
- Mam to gdzieś, nie chcę. Przegram i potem na to jedno piwko zabraknie mi kasy.
Moje tłumaczenie ich rozbawiło. Każdy rzucił złośliwym żartem pod moim adresem, ale odpuścili. Oni zagrali, ja nie.
Wieczorem okazało się, że jeden z nich wygrał. Obstawił 5 zł, wygrał 57. I to ten, który na piłce (wszyscy obstawiali piłkę nożną) znał się najmniej. W ten sposób w czerwonej lampce, która wcześniej się zapaliła, pękła żarówka. „Skoro ten leszczyk mógł wygrać, to ja tym bardziej. On nawet nie potrafi wymienić „jedenastki” klubu ze swojego miasta. A twierdzi, że jest jej kibicem”. W głowie była już tylko jedna myśl – „KONIECZNIE MUSZĘ ZAGRAĆ!”.
Moja pewność siebie była tak duża, że z ekscytacji długo nie mogłem zasnąć. „Zagram za 10 zł, tak by wygrać około 100. Wow, to drugie tyle co dostałem od rodziców na ten tydzień! A potem mogę znów zagrać i znów wygrać! Świetnie, wreszcie nie będę musiał oszczędzać! A gdyby tak grać regularnie… Ileż kasy mógłbym mieć!”.
Zapytacie, co z czerwoną lampką, która zapaliła się w mojej głowie, gdy chłopaki wyszli z propozycją byśmy zagrali? Jaką lampką?!&quot;
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;Był piątek. Wszyscy w internacie cieszyli się na powrót do domu i odpoczynek od szkoły. Tego dnia ja ekscytowałem się z innego powodu. W drodze na dworzec zamierzałem odwiedzić jeden z punktów bukmacherskich i obstawić swój pierwszy w życiu kupon. Byłem cholernie nakręcony! A jeszcze dwa dni wcześniej byłem przekonany (równie mocno!), że nigdy nie zagram…
Gdy starszy kolega z internatu wygrał u buków 700 złotych, moi współlokatorzy także postanowili spróbować swoich sił w obstawianiu. Ja nie. Dopiero wygrana jednego z nich, choć dużo mniejsza, sprawiła że uległem pokusie. „Skoro ten leszczyk mógł wygrać, to ja tym bardziej. On nawet nie potrafi wymienić „jedenastki” klubu ze swojego miasta. A twierdzi, że jest jej kibicem”. W głowie była już tylko jedna myśl – „KONIECZNIE MUSZĘ ZAGRAĆ!”. Pisałem o tym – TUTAJ.
Nie miałem dużo czasu, ponieważ autobus był krótko po szkole, ale to w niczym nie przeszkadzało. Pewny swojej wiedzy szybciutko wybrałem 16 meczów z oferty weekendowej i obstawiłem je za 15 złotych. Pamiętam, że do wygrania miałem ponad 500. Nie wygrałem, bo jeden z faworytów niespodziewanie zremisował. Byłem zły, lecz bardzo krótko. W końcu nie wszedł mi „tylko” jeden mecz. „Prawie wygrałem”.
„Prawie wygrałem”, „nie wszedł mi tylko jeden mecz” – zdarzało się Ci tak mówić/myśleć? Przez 10 lat gry zdarzało mi się to nieustannie. Cóż za głupota! Skoro nie wszedł Ci jeden mecz, to znaczy że nie wygrałeś. Przegrałeś! „No, ale nie wszedł mi tylko jeden mecz. Byłem blisko”. Ok, ale to nie oznacza, że prawie wygrałeś. PRZEGRAŁEŚ. Bo straciłeś kasę, którą obstawiłeś. Bez względu na to czy na kuponie masz kilka błędów, czy „tylko” jeden – PRZE-GRY-WASZ!
Właśnie dlatego kupony z jednym błędnym są najgorsze. Człowiek już planuje na co przeznaczy wygraną kasę, a tu nagle… WTOPA! Poczucie, że „prawie wygrałem” sprawiało, że miałem ogromną, wręcz gigantyczną, chęć obstawienia kolejnego kuponu. „Byłem tak blisko, że następnym razem na pewno się uda. Muszę się odegrać! – myślałem. Brzmi znajomo? No właśnie…
U mnie było tak już po pierwszym kuponie. Po „prawie wygranym” weekendzie. „A mogłem dziś odbierać 5 stówek… Ehh, nie ma co rozpaczać. Tamten kupon zrobiłem w kilka minut, bez analizy, a prawie wygrałem. Muszę bardziej się przyłożyć i rozbiję bank!” – myślałem od początku nowego tygodnia.
„Myślałem”, bo gdybym faktycznie myślał byłbym dziś w zupełnie innym miejscu.&quot;
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
Na blogu opisuję swoją historię, ale jest też trochę teorii. Tu fragment:

&quot;Fazy rozwoju uzależnienia od hazardu patologicznego:

1. Faza zwycięstw – okazjonalne granie i pierwsze wygrane. Następuje pobudzenie i chęć większych wygranych. W konsekwencji gra się częściej i za coraz większe stawki. W przypadku „wielkiej wygranej” pojawia się nieuzasadniony optymizm. Człowiek zaczyna wierzyć, że może częściej i więcej wygrywać, więc obstawia jeszcze większe pieniądze.
2. Faza strat – Wysokie stawki to ryzyko dużych strat. W przypadku przegranych następuje chęć odegrania się. Kolejne niepowodzenia zwiększają chęć odrobienia utraconych środków, dlatego stawki kuponów idą w górę. Pojawiają się pierwsze pożyczki. Hazardzista cały czas wierzy, że nastąpi „wielka wygrana”, która pozwoli je spłacić. Ewentualne wygrane idą na spłatę długów, ale prędzej czy później gracz znów pożycza pieniądze.
3. Faza desperacji – narastające długi powodują panikę. Następuje separacja od rodziny, bliskich i znajomych. Pojawia się wyrzuty sumienia, poczucie winy, wyczerpanie, bezradność i depresja. Bywa, że obciążenia prowadzą do przestępstw.
4. Faza utraty nadziei – Poczucie beznadziejności sprawia, że pojawiają się myśli i/lub próby samobójcze. Zostają wówczas 4 wyjścia: ucieczka w inne uzależnienie (alkohol/leki/narkotyki), więzienie, śmierć (samobójstwo lub z ręki wierzycieli) lub zwrócenie się po pomoc&quot;.
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;Napisać, że nie zamierzałem grać to nic nie napisać. Byłem święcie przekonany, że nigdy, ale to nigdy, nie zagram. Tymczasem wystarczył jeden wieczór, by powiedzenie „nigdy nie mów nigdy” walnęło mi prosto w ryj. Otumaniony następnego dnia zagrałem i jak się potem okazało głowa ucierpiała po tym „ciosie”, bo choć przegrałem to jarałem się jak Sit szyszunią. Nie wszedł mi „tylko” jeden mecz. „Prawie wygrałem”. Wstydzę się tego, ale tak wówczas myślałem. Tamten kupon zrobiłem w kilka minut, bez analizy, a prawie wygrałem. Muszę bardziej się przyłożyć i rozbiję bank! Debil.
(...)
Próbowałem powalczyć o tysiaka grając za 20-50 zł, lecz na kuponach było zbyt dużo meczów i zawsze wkradał się przynajmniej jeden błąd. Musiałem zagrać mniej spotkań, ale za większą kasę. Nie miałem jej, lecz już w kolejnym tygodniu się pojawiła. Dostałem od rodziców pieniądze na opłatę internatu. Żarło tak dobrze, że postanowiłem wprowadzić ją w obieg. Wygrałem. Ponad 1000 złotych. Spłaciłem internat tydzień później, więc nic się nie stało, a zostało mi jeszcze sporo siana. Nie mogłem sobie kupić nic konkretnego, bo w domu by pytali za co to kupiłem. Kasa poszła zatem na bieżące wydatki, czyli żarcie i melanż. I oczywiście kolejne kupony.
Pech chciał, że miałem w tamtym czasie wiele szczęścia. Pieniądze z wygranych były wystarczające, by przykrywać przegrane, więc bawiłem się w najlepsze. A było za co. Kilka stówek na tydzień, o których nie wiedzieli w domu i mogłem je wydać na co chcę. Bajka! Zwłaszcza, że na każdy tydzień brałem ze sobą stos jedzenia i 100 zł na wydatki bieżące. Żyć, nie umierać&quot;.
Więcej na blogu. Wpis ▶ &quot;Faza zwycięstw. Hulaj dusza – piekła nie ma&quot;
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;W bukmacherce, jak w sporcie, chodzi o to by wygrywać. Warto jednak wiedzieć, że faza zwycięstw, o której pisałem, to pierwsza z faz rozwoju uzależnienia od hazardu patologicznego. Kolejna to faza strat. Awansowałem do niej błyskawicznie, bo faza zwycięstw była zbyt owocna. Duże wygrane generowały chęć jeszcze większych wygranych. Rosły też stawki, więc przegrane były coraz bardziej odczuwalne. Bolały cholernie! Niejednokrotnie myślałem sobie, że wolałbym dostać solidny wpier***, bo może wtedy bym się opamiętał. Na pewno mniej i krócej by bolało.
Obstawianie za pieniądze, które dostawałem na opłatę internatu było jedną z pierwszych oznak tego, że mam problem z hazardem. Nie chciałem jednak dopuszczać do siebie tej myśli. Zwłaszcza, że za pierwszym i drugim razem się udało. Wygrałem, spłaciłem internat i zostało mnóstwo dodatkowej gotówki. Zajebiście. Zapomniałem tylko, że każda passa kiedyś się kończy. Za trzecim razem się nie udało. Nie miałem ani za co opłacić internatu, ani za co zagrać. Powiedziałem kierowniczce, że za miesiąc ureguluję zaległość wraz z kolejną ratą. Wcześniej nie było u mnie problemów z płatnościami, więc się zgodziła. Za miesiąc mama tradycyjnie dała mi kasę na internat, ale tylko na bieżącą ratę. O zaległości nie wiedziała. Nie miałem za co jej uregulować, więc ponownie zagrałem za pieniądze, które mi dała. Wygrana miała dać mi kasę na dwie raty za internat oraz dodatkową gotówkę. Tak bardzo jej potrzebowałem, że nie brałem pod uwagę przegranej.
Wszystko szło idealnie. Drużyny, które obstawiłem szybko obejmowały prowadzenie, a niektóre schodziły na przerwę z dwubramkową zaliczką. Czułem już wygraną. Miałem tak znakomity nastrój, że koledzy podejrzewali, że jestem po piwku. Choć kupon nie był rozstrzygnięty zacząłem już planować kolejne. Został jeden mecz. Real niemal od początku spotkania prowadził u siebie 1:0 z jakimiś leszczami. Wydawało się, że kolejne gole gospodarzy są kwestią czasu, tymczasem w 70 minucie goście doprowadzili do wyrównania. Zrobiło mi się słabo. Zbladłem, a serce zaczęło mi bić tak mocno, że nie mogłem wydusić z siebie słowa. – To przypadkowy gol. Wyluzuj, jeszcze dużo czasu. Wygrają na lajcie – powiedział kolega. Trochę się uspokoiłem, ale na chwilę, bo mecz zakończył się remisem. Przegrałem. Kur**, jeden mecz…&quot;
Więcej na blogu. Wpis ▶ &quot;Faza strat. Wygrana na spłatę długów&quot;.
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;Pochodzę z małej miejscowości. Jest w niej jeden punkt bukmacherski, w którym dziadki spędzają na analizie całe dnie, by puścić kilka kuponów za 2-3 złote. Mieszkając w internacie w rodzinnym mieście bywałem tylko w weekendy, ale to wystarczało bym był w nim traktowany jak młody bóg. Grałem w końcu za trzycyfrowe, a czasem nawet czterocyfrowe sumy. I tak oto po kilku tygodniach byłem obsługiwany bez kolejki, później obstawiałem na telefon, a z czasem na kreskę. Tak, robiłem kupony za pieniądze, których nie miałem i był to pomysł bukmachera. Wówczas był to luksus. Dziś żałuję, że gość mnie stamtąd nie wypieprzył. A powinien, bo nie miałem jeszcze 18 lat…
Był piątek, więc tradycyjnie wróciłem na weekend do domu. Szedłem z chłopakami na boisko, gdy ci postanowili wstąpić do buka. – Ty nic nie obstawiasz? – zapytał mnie właściciel punktu. – Nie mam przy sobie pieniędzy. I w czym problem? Zrób kupon, oddasz mi z wygranej. Tak zrobiłem. Zagrałem za 200 złotych, wygrałem 1100. Następnego dnia odebrałem wygraną pomniejszoną o owe dwie stówy. Zajebista opcja. Nie muszę mieć kasy, by ją wygrywać.
Tydzień później rzeczywiście nie miałem pieniędzy na granie. Zagrałem zatem na kreskę i zgarnąłem ponad 1500 złotych. W kolejny weekend ponownie obstawiłem nie mając kasy, ale tym razem przegrałem. W sobotę poszedłem do buka i powiedziałem, że jestem spłukany. Mimo to gość pozwolił mi zagrać, lecz znów przegrałem. W niedzielę sytuacja się powtórzyła, ale po raz kolejny nie udało mi się wygrać. Efekt był taki, że grając na kreskę przez 3 dni zadłużyłem się na 1000 złotych. Byłem przerażony. Zamiast szybko zarobić, narobiłem sobie długów. Nie miałem pieniędzy na odegranie się, ani perspektyw na to, że jakaś kasa się pojawi. Wróciłem do internatu załamany, a głowie miałem tylko długi. Przez cały tydzień spałem raptem kilka godzin, niemal nic nie jadłem, w szkole obecny byłem tylko ciałem. Pojawiły się bóle brzucha. Łeb napier***** mnie masakrycznie i żadne tabletki mi nie pomagały.
W końcu uznałem, że jedyną szansą na spłacenie długu jest ponowna gra na kreskę. Właściciel punktu, który pozwalał mi na to, zgodził się na kolejne próby. Podbiłem tylko stawkę, by nie obstawiać zbyt dużej ilości meczów i spróbowałem. Piątek – nic. Sobota – nic. Niedziela – nic! Poszło 2000 złotych. 1000 tydzień wcześniej. Byłem już 3000 zł w plecy! W dodatku nie moje i które musiałem jak najszybciej oddać. Nie miałem za co, więc dalej próbowałem spłacić dług grając na kreskę, czyli go powiększając. Zwiększałem stawki, zmniejszałem ilość spotkań na kuponie, ale pech mnie nie opuszczał. Tydzień później dług wzrósł do 5000 zł, w kolejnym do 8000!
(...)
Mając 8000 złotych długu, nie widziałem innej opcji na spłatę niż kolejna gra na kreskę. Wróciłem do domu, poszedłem do buka i poprosiłem o kolejną szansę. Zgodził się, ale tym razem wziął pod zastaw mojego laptopa. Zagrałem za 2 tysiące, więc w momencie zawarcia zakładu dług wynosił 10000. Nie chciałem myśleć o tym, co stanie się jak przegram. Tak strasznie się bałem, że wmawiałem sobie, że wygram. Modliłem się o to. Błagałem Boga, by się nade mną zlitował. Do wygrania miałem 9 tysięcy, więc do spłaty pozostałby tysiąc. Gdy najtrudniejsze mecze weszły zadzwoniłem do buka, by zapytać czy jak wygram to zwróci mi laptopa, czy odda mi go dopiero po uregulowaniu całości. Tata myślał, że dzwonię do dziewczyny. Podniósł drugą słuchawkę i podsłuchał rozmowę. Nie wiedziałem, że to robi. Aż do momentu, gdy się rozłączyłem i w drzwiach pokoju zobaczyłem ojca…
Więcej na blogu. Wpis ▶ &quot;Gra na kręskę. Długi i pierwsze myśli o śmierci&quot;
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;Wygrane już nie cieszą jak kiedyś. To bardziej ulga, ponieważ umożliwiają częściową spłatę zadłużenia, które i tak jest duże. Mimo to pozwalają pozostać przy życiu. Przegrane stają się natomiast coraz bardziej bolesne. Każda z nich jest jak cios nożem. Rozmiar długów i presja wierzycieli prowadzą do psychicznego wyczerpania. Powodują panikę. Separujesz się od ludzi. Pojawiają się wyrzuty sumienia, poczucie winy, bezradność i depresja. To faza desperacji – trzecia faza rozwoju uzależnienia od hazardu.
Lata obstawiania doprowadziły mnie do momentu, gdy wygrane szły głównie na spłatę zobowiązań. Co jakiś czas wprawdzie kupowałem sobie coś za pieniądze z bukmacherki, ale i tak większość szło właśnie na długi. Gdy te się nagromadzały, zbliżał się termin spłaty rat, tłumaczyłem sobie, że gram tylko po to, by je spłacić. Gdy robiło się już naprawdę gorąco, modliłem się do Boga, by ta, ta i ta drużyna wygrały swoje mecze, by wszedł mi kupon, by nikt z bliskich nie dowiedział się o moich problemach. Błagając Boga o pomoc zapewniałem, że jak wygram, to już nie będę grać. On czasem wysłuchiwał moich próśb, ja jednak nigdy nie dotrzymywałem słowa.
(...)
W ten oto sposób moje życie stało się jednym wielkim kłamstwem. Ukrywanie go kosztowało mnie wiele sił, zdrowia i kolejnych kłamstw. Wraz z pieniędzmi zacząłem tracić godność, a separując się od ludzi także przyjaciół i znajomych. Wtedy nie miałem ochoty się z nimi spotykać. Na początku czasem jeszcze chciałem, ale nie miałem za co kupić głupiego piwa na owe spotkanie. Nie chciałem kłamać kolejnych osób. Nie chciałem słuchać o ich problemach, ponieważ miałem swoje. Wówczas myślałem, że większe od wszystkich. Myliłem się. I tak nie było mnie przy ukochanej, gdy potrzebowała wsparcia, przy bracie, gdy byłem najbardziej potrzebny, czy przy koledze, gdy przeżywał śmierć w rodzinie.
Więcej na blogu. Wpis ▶ &quot;Faza desperacji. Bezradność i depresja&quot;
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;Kilka kredytów, kilkanaście pożyczek i brak firm, w których mógłbym wziąć kolejne, by zagrać i wygrać na spłatę poprzednich. Terminy rat mijają. Dzwonią windykatorzy. Zbliża się czas płatności w bankach. A pieniędzy brak. Pożyczam od znajomych małe sumy, tylko po to by przeżyć kolejny dzień. Z głowy nie mogę wyzbyć się myśli, że każdy z nich może być tym ostatnim.
Non stop, bez względu na to gdzie jestem, z kim jestem i co robię, myślę tylko o tym jak wyjść z tej sytuacji. Pomysłów brak. Nikt większej gotówki mi już nie pożyczy. Nawet jeśli, to potrzebuję jej tyle, że musiałbym ją obstawić i wygrać. Najlepiej kilka razy pod rząd. To przecież niemożliwe. Już po mnie. Nie dam rady tego dłużej ukrywać, za chwilę prawda wyjdzie na jaw. Dziewczyna odejdzie, rodzice i brat nie będą chcieli mnie znać. Nie chcę patrzeć jak cierpią. Chcę umrzeć. Szukam pomysłów na śmierć. Oczami wyobraźni widzę bliskich nad moim grobem. Cierpią. Nie mogę im tego zrobić. Ale gdy dowiedzą się co zrobiłem to dopiero będą cierpieć… Czuję strach. GIGANTYCZNY STRACH.
7 rano. Dzwoni budzik. Za oknem słońce i śpiew ptaków, które sprawiają, że chce się żyć. Ale nie mi. Jeszcze dobrze nie otworzyłem oczu, a już widzę kilka smsów przypominających o spłacie pożyczek. Robię kawę i idę na balkon zapalić. Nie zdążę usiąść, a telefon już dzwoni. Nie odbieram, bo z nieznanego numeru. Wychodzę z domu, oddzwaniam. Windykacja. W pracy mam problemy z koncentracją. W głowie trwają poszukiwania rozwiązania moich problemów, lecz każdy pomysł momentalnie rozbija się o ścianę. Już wiem, że jestem w takiej dupie, że się z niej nie wygramolę. Między czasie telefon znów dzwoni. Coraz częściej i częściej. Cały czas windykacja. W końcu go wyciszam, by nie budzić podejrzeń. W głowie się kotłuje. Raz chcę krzyczeć, raz płakać. Nie mogę, bo przecież siedzę w pracy. Co chwila latam więc na papierosa. Jaram 2-3 fajki, jedna po drugiej, popijając najtańszym energetykiem. Kolega pożyczył 20 zł. Palę w takim tempie, że wieczorem paczka będzie pusta, a na kolejną nie starczy. Złość narasta, bo szlugi to ostatnio moja jedyna przyjemność.
Wracam do domu. Tam czule wita mnie rozpromieniona ukochana. Codziennie mnie tak wita. Jakby nie widziała mnie bardzo długo. Jakbym wracał z wojny. To zajebiste uczucie. Trudne jednak, gdy wiesz, jak bardzo ją krzywdzisz&quot;.
(...)
Więcej na blogu. Wpis ▶ &quot;Faza utraty nadziei. Nowy nałóg, więzienie czy śmierć?&quot;
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
&quot;Decyzja o tym, że chcę się leczyć w zamkniętym ośrodku wiązała się z tym, że musiałem powiedzieć o swoich problemach rodzicom. Musiałem zrobić to, czego przez te lata obstawiania bałem się najbardziej. Utrzymanie tej tajemnicy przed nimi dotychczas było moim priorytetem. Dlatego brałem kolejne pożyczki, próbowałem się odegrać, robiłem wszystko, by poradzić sobie sam. Niestety, w ten sposób tylko pogarszałem swoją sytuację. Ostatecznie doszło do tego, że chcąc żyć byłem zmuszony wyznać prawdę. Całą prawdę. Najstraszniejszą prawdę.
Mamie powiedziałem przez telefon. Najgorzej jak mogłem. Powinienem powiedzieć jej to prosto w oczy, ale zależało mi na tym, by dowiedziała się przed tatą. To jego bałem się najbardziej. Chciałem przygotować ją na to co się wydarzy, gdy przyjadę do domu. Jej reakcje możecie sobie wyobrazić. Była podobna jak u narzeczonej, ale tak jak partnerka od razu zadeklarowała wsparcie, co w całym tym syfie było niezwykle budujące. Wciąż byłem jednak przerażony. Panicznie bałem się rozmowy z ojcem i jego reakcji.
Była sobota. Wyruszyłem wcześnie rano. Mieszkam daleko od domu, więc w podróży spędziłem cały dzień. To była fatalna podróż. Poczucie winy i strach przed tym co mnie czeka sprawiały, że łzy co chwila podchodziły mi do oczu. Ręce latały mi jak oszalałe, a przy każdym postoju autobusu paliłem tyle papierosów, ile zdążyłem przed kolejnym odjazdem. Jeden za drugim. Jeszcze niedawno myślałem o śmierci. O skoku z mostu, na którym byłem kilkukrotnie, zjedzeniu wszystkich tabletek, które miałem w domu, czy wyskoczeniu przez balkon. Gdy stawałem przed przejściem dla pieszych na czerwonym świetle wielokrotnie zbliżałem się do krawężnika i rozważałem kolejny krok wprost pod pędzący samochód. Byłem jednak tchórzem, dlatego tego nie zrobiłem. Tchórzem byłem także wobec czekającej mnie rozmowy z ojcem. Uznałem jednak, że skoro powiedziałem już o wszystkim dziewczynie i mamie to trzeba powiedzieć też ojcu. Nie zmienia to faktu, że im bliżej domu byłem, tym bardziej się bałem.
Próbowałem zaplanować tę rozmowę, ale nie potrafiłem. Bo jak? Cześć synu! Fajnie, że przyjechałeś. – No, cześć. Słuchaj, dupa mi się pali. Myślałem o tym, by z tego powodu się zabić, ale ostatecznie wolałem powiedzieć o swoich problemach tobie, może mnie wyręczysz. Bez jaj! Po wejściu do domu starłem zachowywać się naturalnie. Miałem w głowie coś takiego, że to może być ostatni raz kiedy ojciec ze mną gada, więc chciałem nacieszyć się tą chwilą. Przez ten stres zapomniałem, że wieczorem jest mecz. Grała reprezentacja, więc logiczne było, że będziemy oglądać. Dramat. Oglądam mecz, by po jego zakończeniu wyznać, że właśnie przez ich obstawianie spieprzyłem sobie życie.
Skończył się mecz. Nadszedł moment, w którym dłużej tej rozmowy odwlekać nie mogłem&quot;.
(...)
Więcej na blogu. Wpis ▶ &quot;– Mamo, tato, jestem hazardzistą. Muszę się leczyć!&quot;
 
G 0

geniu212

Użytkownik
Ile łącznie narobiłeś sobie długow? Ile masz lat? Ja jak dotąd 30000 długu przez grę ale zarabiam ponad 4000 więc spłacę to. I najważniejsze nie gram poł roku juz ????
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
Ile łącznie narobiłeś sobie długow? Ile masz lat? Ja jak dotąd 30000 długu przez grę ale zarabiam ponad 4000 więc spłacę to. I najważniejsze nie gram poł roku juz ????
Więcej niż Ty. W lutym będę obchodzić 28 urodziny. Gratuluję półrocznej abstynencji, oby tak dalej!
 
Otrzymane punkty reputacji: +47
aka-shakal 16,7K

aka-shakal

Użytkownik
Ciekawy blog, aż dam reputkę. Pokazuje oblicze tej ciemnej strony obstawiania meczyków. Mało kto potrafi się przyznać do choroby. Szacun i powodzenia w walce z samym sobą! ;)
 
noname007x 3,3K

noname007x

Użytkownik
Blog ciekawy, ale też nie przesadzajmy.. Nad wszystkim trzeba mieć kontrolę. Typowanie u bukmacherów trzeba rozróżnić na: typowanie hazardowe, typowanie hobbystyczne i typowanie inwestycyjne.
Tak samo można by odradzać ludziom picia alkoholu, ponieważ można się uzależnić. Jak ktoś ma słabą psychikę lub zdolność wpadania w nałogi, to jeśli nawet nie wpadnie w hazard, to stoczy się w innej dziedzinie życia.
 
Otrzymane punkty reputacji: +47
atp_open 4K

atp_open

Użytkownik
Blog ciekawy, ale też nie przesadzajmy.. Nad wszystkim trzeba mieć kontrolę. Typowanie u bukmacherów trzeba rozróżnić na: typowanie hazardowe, typowanie hobbystyczne i typowanie inwestycyjne.
Tak samo można by odradzać ludziom picia alkoholu, ponieważ można się uzależnić. Jak ktoś ma słabą psychikę lub zdolność wpadania w nałogi, to jeśli nawet nie wpadnie w hazard, to stoczy się w innej dziedzinie życia.
Popieram. Nie ma sie co uzalac nad osobami slabo psychicznymi ktorzy nie radza sobie ze stresem/emocjami/ryzykiem wynikajacym z hazardzu czy innego potencjalnego uzaleznienia.
 
aka-shakal 16,7K

aka-shakal

Użytkownik
Nie jeden kozak w swoim mniemaniu z twardą głową odszczekał takie słowa. Prawda jest taka, że zanim się obejrzy któryś z Was przekroczy tą magiczną granicę której NIE WIDAĆ. Uzależnienie patologiczne pojawia się po paru, czasami parunastu latach. Idźcie do zwykłego ziemniaka i zobaczcie tych emerytów, dziadków, którzy z gazetkami dzień w dzień siedzą i snują taśmy.
Oni nie grają po to, żeby wygrać, żeby być na plusie, tylko to ich codzienność, coś jak palenie papierosów, u nich to puszczenie kuponów. Jedni grają sobie codziennie za 2-10 zł, dzień w dzień, 3 grecką, 2 Cypr, kosz bałkański, inni grają grubo na kredyty, na długi. Jedni i drudzy są hazardzistami.
Niech sobie każdy odpowie sam przed lustrem czy potrafiłby zrezygnować z grania u bukmacherów np. na pół roku. Tak po prostu, dla samego siebie, dla przerwy, dla braku tych skrajnych emocji związanych z wynikiem obstawionego spotkania.
 
Otrzymane punkty reputacji: +5
husarz22 104,1K

husarz22

Forum VIP
Niech sobie każdy odpowie sam przed lustrem czy potrafiłby zrezygnować z grania u bukmacherów np. na pół roku. Tak po prostu, dla samego siebie, dla przerwy, dla braku tych skrajnych emocji związanych z wynikiem obstawionego spotkania.
Ale co jest złego w obstawianiu meczy jeżeli podchodzi się do tego z rozsądkiem i w jakim celu robic takie przerwy na pól roku?
Właśnie rozmawiałem kiedyś z moim dobrym znajomym jak byliśmy dziećmi i oglądaliśmy piłkę nożną. Ekscytowaliśmy się każdym meczem na różnych Mistrzostwach czy w Lidze Mistrzów. Teraz wolimy sobie puścić jakiś kupon nawet za 5 zł dla tego dreszczyku emocji, mimo że to nie są jakieś wielkie pieniądze. Moim zdaniem jestem uzależniony ale ja ani moja rodzina nie ponoszą żadnych przykrych konsekwencji z tego powodu. Więc każde uzależnienie jest inne. I to, które chłopak opisuje w tym blogu to po prostu jego przypadek
 
M 11

malpa.cisowa

Użytkownik
Ustalam pulę w miesiącu na jaką mnie stać i tyle-ani grosza więcej.
Chociaż jak ktoś w nałogu to cięzko- wiem bo pale ???? Bez papierosa też by mi było ciężko ????
 
A 153

autor-hazardzista

Użytkownik
Blog ciekawy, ale też nie przesadzajmy.. Nad wszystkim trzeba mieć kontrolę. Typowanie u bukmacherów trzeba rozróżnić na: typowanie hazardowe, typowanie hobbystyczne i typowanie inwestycyjne.
Tak samo można by odradzać ludziom picia alkoholu, ponieważ można się uzależnić. Jak ktoś ma słabą psychikę lub zdolność wpadania w nałogi, to jeśli nawet nie wpadnie w hazard, to stoczy się w innej dziedzinie życia.
1) Długo wierzyłem, że mam kontrolę, a tak naprawdę to choroba przejmowała kontrolę nade mną.
2) Ja nikomu niczego nie odradzam. Piszę tylko jak to było u mnie. Po prostu.
Popieram. Nie ma sie co uzalac nad osobami slabo psychicznymi ktorzy nie radza sobie ze stresem/emocjami/ryzykiem wynikajacym z hazardzu czy innego potencjalnego uzaleznienia.
Racja. Nie chcę, by ktoś się nade mną użalał.
 
Do góry Bottom