>>>BETFAN - TRIUMF BONUSA NAD BOOSTEM <<<<
>>> BETCLIC - ZAKŁAD BEZ RYZYKA DO 50 ZŁ + GRA BEZ PODATKU!<<<
>>> FUKSIARZ - ZERO RYZYKA 100% DO 50 ZŁ. ZWROT W GOTÓWCE!<<<

ciekawe / interesujące artykuły dotyczące działu

Status
Zamknięty.
adirave 58

adirave

Użytkownik
Do czego dochodzi na tym świecie...

Art. ze strony fronda.pl
Skandal! Szok! Dramat! Jeśli to prawda, to brakuje określeń na to, co robi jedna z chińskich restauracji w Kantonie. Według koreańskiego dziennika „Seoul Times” przygotowuje się tam zupę z poaborcyjnych płodów. Restauracja cieszy się wielkim powodzeniem, zwłaszcza wśród starszych klientów.
Dlaczego? Zdaniem „Seoul Times” panowie wierzą, że zupa z dzieci jest dobra dla zdrowia i wzmaga potencję. Klientów podobno nie brakuje mimo, że ten szokujący „przysmak” może kosztować nawet 4 tysiące dolarów.
Jak podaje koreański dziennik, Kanton to nie jedyne miejsce, w którym w tak makabryczny sposób wykorzystuje się martwe płody.
Według gazety można je także nabyć na Tajwanie za 70 dolarów i tam są one uznawane za „delikates” na grilla.
Zdjęcia z procesu przygotowania tej ohydnej zupy można zobaczyć tutaj. Ostrzegamy jednak, że to wyjątkowo drastyczne obrazy.

http://theseoultimes.com/ST/?url=%2FST%2Fdb%2Fread.php%3Fidx%3D7333

Ostrzegam że drastyczne
 
aerts 78

aerts

Użytkownik
Większość ludzi woli baty niż więzienie - rozmowa z prof. Peterem Moskosem z John Jay College of Criminal Justice w Nowego Jorku. Wywiad ukazał się w tygodniku Wręcz Przeciwnie nr 1/2011.


Prof. Peter Moskos, były policjant z Baltimore, jest autorem książki „W obronie chłosty” („In Defense of Flogging”). Zaproponował w niej powrót chłosty jako opcjonalnej kary dla mniej groźnych przestępców skazanych na więzienie. Książka była omawiana m.in. przez „The Economist”, „The Wall Street Journal” i „The New York Times Magazine”.
Zasugerował pan powrót do kary chłosty, która w zachodnim kręgu kulturowym jest uważana za barbarzyństwo. Mimo to pana książka była komentowana przez najważniejsze media na świecie. O czym to świadczy?

Peter Moskos: O powszechnej frustracji wynikającej z tego, że nie wiemy, jak walczyć z przestępczością. Zawsze gdy rozmówca mi zarzuca, że moja propozycja jest nieludzka, pytam, na co by się zdecydował, gdyby miał wybór: 5 lat więzienia albo 10 batów. Większość wybiera chłostę. Jeżeli więc sami chcielibyśmy mieć taki wybór, to dlaczego odmawiamy go skazanym? Poza tym jeżeli chłostę uważamy za barbarzyństwo, to co mamy myśleć o więzieniach, jeżeli większość ludzi woli bat od nich.

A może po prostu zreformujmy system więziennictwa?
Więzienia w obecnej formule wymyślono w XVIII w. Ich celem było „leczenie” przestępców z ich skłonności do łamania prawa. Wówczas uważano, że to możliwe, podobnie jak leczenie psychicznie chorych. Dzisiaj wiemy, że głównym celem więzienia jest ukaranie przestępcy. A do tego więzienia się nie nadają. Nie dlatego, że są zbyt łagodne dla łamiących prawo, tylko dlatego, że zamiast karać ludzi, niszczą ich. Pozbawiają ich pracy, rodziny. W zamian dają dużo wolnego czasu i towarzystwo innych przestępców.

Państwo stworzyło uniwersytety przestępczości?
Popatrzmy na fakty. Jeden z najgroźniejszych przestępców w historii USA – John Dillinger – trafił w 1929 r. na cztery i pół roku do więzienia za kradzież 50 dolarów z lokalnego sklepu. Wcześniej był zwykłym chuliganem. Po wyjściu z więzienia był już hersztem grupy zatwardziałych przestępców, którzy mordowali ludzi, byle tylko ich nie złapano. Takich przykładów są tysiące (np. porywacze Krzysztofa Olewnika poznali się w więzieniu – przyp. red).

Czy kary cielesne są jedynym wyjściem z tej sytuacji?
Dobrą karą za łamanie prawa jest wysoka grzywna. Problem polega na tym, że większość drobnych przestępców nie ma większych pieniędzy. Potraktujmy więc chłostę tak, jak traktujemy mandat za złe parkowanie. Policjant nie robi nam wykładu o moralnych aspektach naszego uczynku. Informuje, że złamaliśmy prawo, wymierza karę i sprawa zamknięta. Ale jestem otwarty także na inne kary, byle były bardziej skuteczne niż więzienie.

Jak powinna wyglądać chłosta?
Model, którego jest zwolennikiem, jest oparty na systemie funkcjonującym w Singapurze i Malezji. Z tym że skazany powinien wyrazić zgodę na wymierzenie batów. Następnie bada go lekarz, który sprawdza, czy jest wystarczająco zdrowy, by nie umrzeć z powodu szoku związanego z bólem. Strażnik unieruchamia ręce i nogi skazanego, zdejmuje mu spodnie i zabezpiecza plecy ochraniaczem, by w czasie chłosty nie uszkodzić ważnych organów. Wreszcie wymierza określoną przez sąd liczbę batów, jeden na trzydzieści sekund.

Czy to bardzo bolesne?
Z opisów, które czytałem w prasie Singapuru, wynika, że tak. Po trzech uderzeniach skóra na pośladkach jest rozcięta i pokrywają się one krwią. Większość skazanych próbuje się szarpać, ale po trzecim uderzeniu protesty zwykle ustają. Jeżeli skazany zemdleje z bólu, asystujący lekarz go cuci. Po wymierzeniu ostatniego bata lekarz opatruje rany, a skazany jeszcze tego samego dnia jest wypuszczany do domu. Jest wolnym człowiekiem. Po kilku tygodniach w pełni wraca do zdrowia. Zostają tylko blizny.

Czy chłosta powinna być publiczna?
Poza wymierzającym karę, strażnikami i lekarzem obecni mogliby być na przykład reporter sądowy, prawnik skazanego czy poszkodowani w wyniku bezprawnych działań skazanego. Publiczne zawstydzenie skazanego może być dodatkową karą, aczkolwiek z niezrozumiałych dla mnie powodów to także uważa się za barbarzyństwo.

Rozmawiał Aleksander Piński
Oczywiście chodzi o przestępców typu drobny złodziej,pijany rowerzysta(recydywa) czy inne tego typu sprawy, za które siedzi u nas jakieś 60% skazanych, więzienia natomiast powinny być ciężkie i dla ciężkich przestępców.Chłosta to oczywiście tylko jedna z wielu możliwości alternatywnej kary.
http://aleksanderpinski.nowyekran.pl/post/30903,chlosta-dla-przestepcow
 
aerts 78

aerts

Użytkownik
Jeden amerykański wyborca pokazał, że polityków można skutecznie zmusić do dotrzymywania obietnic.
Gdy na przełomie lipca i sierpnia Partia Republikańska nie chciała się zgodzić na proponowany przez Baracka Obamę plan ratowania budżetu oraz podniesienia limitu dopuszczalnego zadłużenia Stanów Zjednoczonych, nie była to tylko czysto polityczna rozgrywka. Republikanie kategorycznie sprzeciwiali się podwyżce podatków, bo obiecali wyborcom, że nigdy nie zagłosują za zwiększeniem danin publicznych. I zrobili to na piśmie!

Zmusił ich do tego jeden człowiek – Grover Norquist, twórca organizacji Amerykanie na rzecz Reformy Podatkowej (Americans for Tax Reform – ATR). Każdego polityka, który złamie słowo, Norquist bezlitośnie piętnuje jako kłamcę, przedstawiając na dowód podpisaną przez niego przysięgę. Odkąd kilku czołowych liderów konserwatystów boleśnie przekonało się o skuteczności tej metody, nikt nie śmie popierać zwiększania podatków. Szef ATR szachuje w ten sposób 236 z 435 członków Izby Reprezentantów i 41 ze 100 członków Senatu (w większości republikanów, ale dokument podpisało też trzech demokratów), a dodatkowo 1000 polityków na różnych szczeblach władz stanowych. Może warto wypróbować ten sposób u nas? Kwestia niespełnionych obietnic jest przecież jedną z najważniejszych w obecnej kampanii wyborczej.
Uczeń Reagana
O 54-letnim Norquiście powiada się, że to najbardziej wpływowy amerykański polityk, który przez nikogo nie został wybrany. Już jako nastolatek angażował się w kampanie wyborcze republikanów, później redagował libertariańskie gazety uczelniane na Harvardzie, działał w wielu prawicowych think-thankach, był ekonomistą w lobbingowej Amerykańskiej Izbie Handlu. Sławę zyskał jako szef stowarzyszenia Amerykanie na rzecz Reformy Podatkowej, które założył w 1985 r. w wieku 29 lat. Miał mocne wsparcie ówczesnego prezydenta Ronalda Reagana, który budował obywatelską koalicję na rzecz swojej reformy podatkowej. Rok później Kongres przegłosował tzw. Tax Reform Act, obniżając najwyższą stawkę podatku dochodowego z 55 proc. do 28 proc. Reagan obawiał się, że w przyszłości kolejne ekipy w Białym Domu będą usiłowały utrącić tę zmianę i podnieść podatki. Norquist, który za cel postawił sobie dążenie do zmniejszenia odsetka PKB redystrybuowanego przez rząd federalny, zyskał uznanie prezydenta (Reagan był dla członków ATR idolem: organizacja od dawna promuje pomysł upamiętnienia go na dziesięciodolarówce i ustanowienia 6 lutego oficjalnym Dniem Ronalda Reagana).
Grover Norquist szybko stał się ważną osobistością na amerykańskiej prawicy, a zarazem postrachem polityków, których zaczął zmuszać do podpisywania wymyślonego przez siebie „Zobowiązania do chronienia podatników” (Taxpayer Protection Pledge). To obietnica, że nigdy nie zagłosują za zwiększeniem podatków ani nie zlikwidują ulg podatkowych, jeśli nie zrekompensują tego obniżką stawek podatkowych (dolar obniżki podatków za każdego dolara zlikwidowanej ulgi).
Siła przysięgi
Początkowo mało kto traktował tę swoistą przysięgę wyborczą poważnie, mimo że Norquist zadbał o odpowiednią oprawę (każdy polityk podpisuje obietnicę w obecności dwóch świadków, a dokument składany jest w specjalnym sejfie). Szybko okazało się, że to nie zabawa, bo każdego, kto przysięgę zlekceważył, ATR publicznie demaskowała jako kłamcę oszukującego ludzi. Temat był ciekawy dla mediów i bardzo nośny, więc taki polityk mógł być pewien, że informacja dotrze do sporej rzeszy wyborców.
W 1990 r. obietnicę daną ATR złamał ówczesny prezydent George Bush, który w obliczu dużego deficytu i pod naciskiem opozycyjnej Partii Demokratycznej zgodził się na podniesienie stawek podatkowych, likwidację licznych ulg i zrezygnował z obniżki podatku od zysków kapitałowych (wiele lat później stwierdził, że żałuje tej decyzji). Norquist ostro go zaatakował, odwrócili się od niego partyjni koledzy i konserwatywni wyborcy. Bush senior przegrał kolejne wybory w 1993 r. z mało wówczas znanym gubernatorem z Arkansas Billem Clintonem. W amerykańskiej polityce był to jedyny od 30 lat wypadek, kiedy urzędującego prezydenta nie wybrano na drugą kadencję. „Wiadomość poszła w świat: łamiesz przysięgę, wylatujesz z urzędu” – skomentował Norquist.

Szef ATR szybko wyrósł na niezwykle wpływową postać. Był podporą kolejnych kampanii najgłośniejszych liderów ruchu konserwatywnego – Newta Gingricha, George’a W. Busha czy Arnolda Schwarzeneggera. I dbał o to, by słowa dotrzymywali. Kiedy George W. Bush jeszcze jako gubernator Teksasu chciał wprowadzić nowy podatek od sprzedaży, Norquist wykupił ogłoszenia radiowe, w których bezpardonowo go krytykował – tak jak kiedyś jego ojca. „Podnoszący podatki członkowie Partii Republikańskiej są tym, czym głowa szczura w butelce coca-coli: zagrożeniem dla wiarygodności marki” – przekonywał słuchaczy. Bush junior z pomysłu czym prędzej się wycofał i lekcję odrobił: kiedy w 2000 r. walczył o Biały Dom, jego program w zakresie podatków był konsultowany z Norquistem, a jedną z pierwszych decyzji po objęciu urzędu prezydenta było powierzenie szefowi ATR przygotowania planu cięć podatkowych.
Obniżki ważniejsze od babci
Najbardziej widowiskowy sukces Norquista mogliśmy zobaczyć półtora miesiąca temu. Po jednej stronie prezydent Barack Obama i Partia Demokratyczna, żądający podwyższenia limitu zadłużenia, podniesienia podatków i grożący wizją bankructwa Ameryki, a po drugiej przeciwna zwiększaniu fiskalizmu republikańska część Kongresu, dysponująca głosami niezbędnymi do przyjęcia pakietu ratunkowego. Czyli ta część, której „weksle” Norquist przechowuje w siedzibie ATR w Waszyngtonie i nie zawaha się ich użyć. Do tego spanikowani inwestorzy na rynkach całego świata, z niepokojem wyczekujący, czy rząd federalny 2 sierpnia rano będzie w stanie zgodnie z prawem regulować zobowiązania.

Nic dziwnego, że demokraci wprost nienawidzą Norquista trzymającego (dosłownie) za słowo republikanów i za wszelką cenę chcą go zmusić do złamania zasady weta wobec jakichkolwiek podwyżek podatków. Jeszcze przed rozstrzygnięciem konfliktu prezydent Obama teatralnie ogłosił, że liderzy Partii Republikańskiej muszą zdecydować, co jest dla nich ważniejsze: bezpieczeństwo ich dzieci czy to, by właściciele prywatnych odrzutowców nadal mieli ulgi podatkowe. Do ataku na Norquista przystąpili lewicowi artyści i dziennikarze. Komik Stephen Colbert pytał Norquista w swoim talk-show, czy uratowałby własną babcię przed śmiercią z rąk terrorystów, gdyby ich jedynym żądaniem była podwyżka podatków dla 2 proc. najlepiej zarabiających Amerykanów. Niespeszony szef ATR odpowiedział, że na pocieszenie zostałyby mu zdjęcia babci. Publicystka Arianna Huffington, założycielka popularnego portalu The Huffington Post, określiła Norquista mianem „czarnoksiężnika prawicowej sekty antypodatkowej”. On zaś dosadnie odgryzł się swoim oponentom, że ci, którzy twierdzą, iż moralne jest nałożenie dodatkowego podatku tylko na najbogatszych, myślą podobnie jak pomysłodawcy Holocaustu, mordujący i grabiący Żydów pod pretekstem, że jest to bogata mniejszość wyzyskująca innych.
Podatkowy raj Norquista
Będąc w sytuacji bez wyjścia, demokraci na czele z Obamą ustąpili ostatecznie przed żądaniami republikanów: z planu ratowania finansów wykreślono wszystkie podwyżki podatków, a podniesienie dopuszczalnego limitu zadłużenia rządu federalnego o 2,4 bln USD zrównoważono programem cięć wydatków w ciągu następnej dekady o kwotę nawet nieco wyższą (2,417 bln USD). Późną nocą 1 sierpnia Norquist zakomunikował na Twitterze, że ATR odniosła zwycięstwo.

Grover Norquist otwarcie mówi, że sprzeciwia się podatkom, ponieważ ich wysokość jest miernikiem tego, jak wiele władzy politycy mają nad życiem obywateli. „Nie chcę zniszczyć rządu. Chcę tylko, by stał się tak mały, żebym mógł go sam zaciągnąć do łazienki i utopić w wannie” – żartował w jednym z wywiadów. Od ponad 20 lat udowadnia, że można kierować państwem, nie podnosząc podatków, a politycy zawsze mają możliwość obcięcia wydatków, gdy brakuje im pieniędzy. Jeżeli twierdzą, że jest inaczej – zwyczajnie kłamią.

Amerykanie płacą dziś najniższe podatki od 1950 r., o jedną trzecią niższe niż podatnicy w Unii Europejskiej, w tym Polacy. W dużej mierze to zasługa Norquista, który ma jednak ambitniejsze cele. Do 2025 r. chce zmniejszyć podatki w USA o połowę, a potem o kolejną połowę do 2050 r. Wówczas Ameryka stałaby się de facto rajem podatkowym.

Młot na podatki
Grover Norquist urodził się w 1956 r. Wychował się w Weston w stanie Massachusetts. Od najmłodszych lat interesował się polityką. Kiedy miał 12 lat, jako woluntariusz wziął udział w kampanii wyborczej Richarda Nixona. Skończył ekonomię na Harvardzie, a następnie Instytut Przywództwa w Arlington w stanie Virginia (to kuźnia kadr amerykańskich konserwatystów). W drugiej połowie lat 80. XX wieku wielokrotnie wyjeżdżał w miejsca konfliktów zbrojnych, by wspierać ugrupowania walczące z proradzieckimi rządami (pomagał m.in. nikaraguańskim Contras, partyzantom UNITA w Angoli czy Renamo w Mozambiku). Dziś zasiada w zarządach licznych organizacji konserwatywnych, działających m.in. na rzecz praw rodziców czy powszechnego dostępu do broni. W 1998 r. założył Islamski Instytut Wolnego Rynku (jego żoną jest Samah Alrayyes, pochodząca z Kuwejtu specjalistka do spraw public relations). W 2008 r. opublikował książkę „Zostawcie nas w spokoju: niech rząd odczepi się od naszych pieniędzy, naszej broni i naszego życia”.
http://aleksanderpinski.nowyekran.pl/post/30989,lowca-klamcow
 
Baqu 774,9K

Baqu

Forum VIP
Łączą siły przeciw Orbánowi



Węgrzy zaczynają burzyć się przeciw polityce konserwatywnego rządu Viktora Orbána - już nie tylko przeciw autorytarnym zapędom, ale też polityce gospodarczej i społecznej rządzącego od ponad roku Fideszu

W niedzielę w zwykle hucznie obchodzoną rocznicę węgierskiej rewolucji z 1956 r. na ulice Budapesztu wyszło 25 tys. przeciwników Orbána. Demonstrację zorganizował założony na Facebooku ruch Milion na rzecz Wolnej Prasy Węgierskiej, który powstał na początku roku, kiedy konserwatywny rząd przeforsował ustawę pozwalającą m.in. kneblować media wysokimi grzywnami oraz dającą wielką władzę radzie ds. mediów, w której zasiadają ludzie lojalni wobec Fideszu.

Ruch ma na Facebooku blisko 90 tys. zwolenników i, jak się okazało, sporą zdolność do mobilizowania ludzi. Manifestację wsparło też kilka innych, nowych organizacji społecznych: ruch Czwarta Republika, Sieć Absolwentów i Stowarzyszenie na rzecz Prawa do Wolności.

Rosnącą niechęć do rządów Orbána wykorzystał były premier Ferenc Gyurcsány, który w sobotę wystąpił z Węgierskiej Partii Socjalistycznej. Chce założyć nowe ugrupowanie Koalicja Demokratyczna i stać się alternatywą dla Fideszu, który ma konstytucyjną większość w parlamencie. W 2010 r. ugrupowanie Orbána wraz z koalicjantem KNDP zdobyło ponad 68 proc. głosów i 263 miejsca w 386-osobowej izbie niższej. Dziś w gronie tych, którzy deklarują pójście na wybory, może liczyć na niecałe 50 proc.

Ten sukces był możliwy m.in. dzięki skandalom za rządów Gyurcsánya (2004-09). W 2006 r. węgierskie radio ujawniło wypowiedź premiera z zamkniętego spotkania socjalistów - w ostrych słowach przyznał się do notorycznych kłamstw na temat stanu gospodarki i zapowiedział drastyczne reformy. Wywołało to gwałtowne zamieszki w Budapeszcie. W ostatnich wyborach Partia Socjalistyczna zdobyła zaledwie 59 mandatów.

Jacek Pawlicki: Czy to początek społecznego ruchu, który może doprowadzić do politycznej zmiany na Węgrzech?

Pal Tamás: To nie jest jeszcze jednolity ruch. Jednak kilka miesięcy temu na protesty przeciw Orbánowi przychodzili tylko przedstawiciele klasy średniej oburzeni zagrożeniem dla demokracji. Teraz mobilizują się związki zawodowe i nowe ruchy społeczne, a największymi problemami dla demonstrujących są bezrobocie i warunki życia. Rośnie więc znacznie większa siła niż tylko obrońcy demokracji.

Ci ludzie przestali też lekceważyć siłę partii politycznych. Jeszcze do niedawna nie życzyli sobie obecności polityków, teraz protestowali razem z opozycją.

Czyli Orbán ma się czego obawiać?

- Tak. Co ciekawe, w niedzielę nie było tradycyjnej demonstracji zwolenników Fideszu. Premier Orbán tłumaczył, że musiał polecieć na ważny szczyt UE do Brukseli. Nawet wielu zwolenników szefa rządu uważa, że był to błąd. Ich zdaniem Orbán powinien stanąć na czele kontrdemonstracji i stawić czoła przeciwnikom.

Czy nowa partia, którą powołuje Gyurcsány, ma przyszłość? Ze swoją zszarganą reputacją nie jest chyba idealnym przywódcą?

- To prawda, ale nie brak mu charyzmy. Chce wrócić do wielkiej polityki, a nie udałoby mu się to w Partii Socjalistycznej, bo nie znoszą go tam z przyczyn osobistych i politycznych. Koalicja Demokratyczna nie będzie jednak alternatywą dla socjalistów, tylko partią centrowo-liberalną.

Gyurcsány robi więc to samo co Orbán w latach 90., kiedy ruch konserwatywny na Węgrzech konał, a obecny premier, wówczas liberał, przesunął się do centrum. Ta przemiana wyniosła go w końcu na szczyt. Teraz, kiedy niemal umarł ruch liberalny, Gyurcsány wie, że na taką partię jest miejsce. Liczy, że poprze ją zarówno biznes, działacze lewicy, jak i niektórzy starzy liberałowie czy działacze antykomunistyczni.

Ile czasu może zająć zbudowanie silnej partii mogącej stawić czoła Fideszowi?

- W dwa lata można zbudować partię, choć równie dobrze wszystko może się po drodze rozsypać. Ale jeśli Gyurcsányowi uda się skonsolidować ugrupowanie do początku 2013 r., to będą mieli półtora roku na przygotowanie się do wyborów. Wiele zależy od liberałów - czy ważniejsza okaże się charyzma i zdolności polityczne nielubianego przez nich Gyurcsánya, czy też jego przeszłość.
 
aerts 78

aerts

Użytkownik
W niedzielę w zwykle hucznie obchodzoną rocznicę węgierskiej rewolucji z 1956 r. na ulice Budapesztu wyszło 25 tys. przeciwników Orbána. Demonstrację zorganizował założony na Facebooku ruch Milion na rzecz Wolnej Prasy Węgierskiej, który powstał na początku roku, kiedy konserwatywny rząd przeforsował ustawę pozwalającą m.in. kneblować media wysokimi grzywnami oraz dającą wielką władzę radzie ds. mediów, w której zasiadają ludzie lojalni wobec Fideszu.
To zapewne Ci, którzy przestraszyli się, że Fidesz chce rozliczyć komunistycznych aparatczyków i agentów odbierając im ogromne emerytury.W sumie im się nie dziwię, że właśnie w tą rocznicę wszak to była rewolucja przeciwko nim i ich kompanom, którzy nie mogli znieść niszczenia pomników Stalina.
 
qozi 4,8K

qozi

Forum VIP
Przed wyborami sztucznie obniżono ceny benzyny.


Toczy się brutalna kampania wyborcza z udziałem spółek skarbu państwa. W sposób sztuczny cena paliwa jest zaniżana z powodów wyborczych. Benzyna na stacji benzynowej jest tańsza niż w cenie hurtowej. Po wyborach ceny paliw gwałtownie wzrosną – tak mówił na kilka dni przed wyborami kandydat na posła Przemysław Wipler. Czas pokazał, że miał rację.

Po 9 października cena benzyny na stacjach Orlen gwałtownie wzrosła. Kierowcy muszą liczyć się z ceną wyższą o około 10 groszy za litr paliwa. Dopiero po wyborach cena osiągnęła poziom, jaki oferuje konkurencja Orlenu – ok. 5,32 zł. za litr. – Wszystko wskazuje na to, że to była przedwyborcza zagrywka – tłumaczy w rozmowie z gazetą “Fakt” specjalista od rynku energii Andrzej Szczęśniak.
Komentatorzy wskazują również na inną dziwną okoliczność wprowadzonych zmian – tempo. Orlen śród analityków uchodzi za koncern wolno reagujący na zmiany cen ropy na rynkach. Tymczasem między 4 a 18 października praca Orlenu mocno przyspieszyła.

Wszystko wskazuje więc na to, że kierowcy zostali wystrychnięci na dudków. W czasie kampanii w sposób sztuczny obniżano ceny. Straty finansowe dla państwa mogą być ogromne. Kierowcy jednak doznają obecnie szoku. Będzie on jednak jeszcze większy. Bowiem rząd w trakcie kampanii po cichu przygotował nowelizację ustawy zwiększającą opłaty od paliw płynnych.

Zgodnie ze zmianami, opłata za olej napędowy oraz mieszanki oleju napędowego z biokomponentami z kwoty 239.4 zł za 1000 litrów wzrośnie do 397.9 zł za 1000 litrów. Oznacza to, że za olej napędowy zapłacimy więcej o 19 gr za litr.

Zmianami w ustawie zajmie się prawdopodobnie Sejm na jednym z pierwszych posiedzeń

http://www.bibula.com/?p=46161
 
aerts 78

aerts

Użytkownik
Dziękujemy PO, dziękujemy Tusk, dziękujemy Pawlak.
Na Gwiazdkę od PGNiG możemy dostać wyższe cenniki za gaz w przyszłym roku, bo koncern płaci coraz więcej za import od Gazpromu. Rosyjski koncern rozważa obniżki, ale dla Niemców, pisze „Gazeta Wyborcza”.
Od dwóch tygodni PGNiG negocjuje z Urzędem Regulacji Energetyki podwyżkę cen gazu, a decyzja w tej sprawie powinna zapaść do 17 grudnia. URE ujawnił, że gazowy koncern zwrócił się o „bardzo wysoką” podwyżkę.
Dwie trzecie gazu zużywanego przez Polaków PGNiG importuje, w lwiej części od Gazpromu. Rosjanie zdzierają z nas paskarską marżę. Ten haracz może wzrosnąć, bo koncern rozważa obniżki cen dla Niemców.
O tym co nas może czekać świadczy przykład Ukrainy, mającej podobną umowę z Gazpromem jak PGNiG. Ukraińcy za 1000 m sześc. gazu płacili na początku roku 364 dol. Od stycznia cena ma wzrosnąć do 556 dol., czyli aż o połowę.
W Polsce rząd i PGNiG nie ujawniają, ile płacimy za rosyjski gaz. Ale według nieoficjalnych doniesień to stawki zbliżone do tych na Ukrainie. W tym tygodniu PGNiG postanowił pozwać Gazprom do arbitrażu w Sztokholmie za odmowę obniżenia cen dla Polski. Ale na wyniki arbitrażu trzeba czekać długie miesiące. A na razie przed rachunkami za monopol Gazpromu możemy się tylko bronić przykręcając piecyk gazowy.
 
aislinnek 202

aislinnek

Użytkownik
Właściwie nie jest to artykuł, ale nie mam pojęćia, gdzie to umieścić.
Tobet umieścił kursy na następujące zdarzenia:
Kolor krawata Donka podczas expose
Długość expose u/o 70minut i u/o 187minut
Czy Donek otrzyma kwiaty po wygłoszonym expose
 
aerts 78

aerts

Użytkownik
Śmiać się czy płakać?
Dziesięć tysięcy euro musi zapłacić Legia Warszawa za wywieszenie przez jej kibiców transparentu &quot;Jihad Legia&quot; podczas meczu Ligi Europejskiej z Hapoelem Tel Awiw, który odbył się 29 września - poinformowano w biurze prasowym UEFA.
Na trybunie zajmowanej przez najbardziej zagorzałych fanów z Łazienkowskiej pojawił się wielki transparent &quot;Jihad Legia&quot;. Napis wykonano czcionką stylizowaną na alfabet arabski. Kibice nie zareagowali na apele spikera o powstrzymanie się od zachowań o charakterze rasistowskim.
Przepisy UEFA zabraniają podczas meczów manifestacji o charakterze &quot;obraźliwym, prowokacyjnym i politycznym&quot;. Legii groziła nie tylko kara finansowa, ale i rozgrywanie meczów bez udziału publiczności.
W kulturze islamu &quot;dżihad&quot; oznacza dokładanie starań i podejmowanie trudów w celu wzmocnienia wiary i islamu. Termin ten często jest jednak tłumaczony jako &quot;święta wojna&quot;. Do dżihadu nawiązuje też kilka organizacji o charakterze militarno-terrorystycznym - m.in. Palestyński Islamski Dżihad. Nazwa ta była też wykorzystywana przez libańską grupę Hezbollah.
Wszczęcia dochodzenia w tej sprawie odmówiła śródmiejska prokuratura, uznając, że czyn był oburzający, ale nie był przestępstwem.
http://sport.onet.pl/pilka-nozna/liga-europy/le-10-tysiecy-euro-kary-dla-legii-warszawa,1,4911050,wiadomosc.html
 
macieqleo 5,3K

macieqleo

Użytkownik
Kolejny rekord głupoty. Komisja Europejska ustaliła, że nie ma dowodu na to, że picie wody zapobiega odwodnieniu organizmu. W związku z tym producentom wody pitnej zakazano powoływania się na to w reklamach.
Po trzech latach intensywnych badań (eksperci brali za nie po €500 dziennie) Komisja Europejska ustaliła, że nie ma dowodu na to, że picie wody zapobiega odwodnieniu organizmu. W związku z tym producentom wody pitnej zakazano powoływania się na to w reklamach.
Użycie tej supozycji w ogłoszeniu po 1-XII-2011 grozi producentom dwoma latami odsiadki, wysoką grzywną, lub obydwiema karami naraz:
http://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/europe/eu/8897662/EU-bans-claim-that-water-can-prevent-dehydration.html
Ten rekord głupoty będzie trudny do pobicia – tym bardziej, że czas istnienia UE dobiega szczęśliwie końca.
http://jkm.nowyekran.pl/post/38212,ile-jest-wody-we-wodzie-to-nie-jest-prima-aprilis
 
mou 0

mou

Użytkownik
Wrzucając głos na Platformę, niewielu zastanawiało się kto tym razem będzie w rządzie. Ministerialne nominacje są dla ludzi nieistotne. Ważne, żeby było „dobrze”. Dobrze niestety nie będzie. Donald Tusk zdecydował, że będziemy mieli rząd amatorów, ale za to zrobiony pod młodych, wykształconych i z wielkich ośrodków, którym kiedyś za wierność Partii też może się jakieś ministerstwo trafić.
Polecam: http://iktomaracje.pl/2011/11/administrowac-kazdy-moze/
 
Baqu 774,9K

Baqu

Forum VIP
Ciekaw jestem jak czują się z tym wszyscy reprezentanci &quot;prawicy&quot;, którzy stawiali Orbana za wzór działania, a samemu Kaczyńskiemu marzył się Budapeszt w Warszawie. Z drugiej strony można myśleć z rozrzewnieniem o straszeniu, iż jak do władzy dojdzie Kaczyński to benzyna będzie będzie po 5 pln, eh, marzenie... ????

http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20111010/WYBORYPARLAMENTARNE01/932879832

czyli:

Liczba dnia - 27% - Węgry w rozsypce

http://stojeipatrze.blogspot.com/2011/11/liczba-dnia-27-wegry-w-rozsypce.html
 
sumada90 18K

sumada90

Forum VIP
Ciekawy artykuł dla kogoś, kto choć trochę interesuje się ekonomią:

Zabawa w chowanego, czyli jak ukryć dług

Kryzys wciąga kolejne gospodarki. Politycy nie tylko zadłużyli państwa ponad możliwości, lecz także dokonywali machinacji finansowych, aby wysokie długi ukryć. Ich pomysłowość nie zna granic [...] Nie zraża to naszych polityków. Jacek Rostowski pokazał, że zasłużył na miejsce w czołówce najlepszych ministrów finansów w Europie. Pod względem kreatywności w ukrywaniu długu wykazuje się wręcz wirtuozerią. Ale pionierem nie jest.
http://finanse.wp.pl/kat,102634,title,Zabawa-w-chowanego-czyli-jak-ukryc-dlug,wid,14045760,wiadomosc.html?ticaid=1d80b
 
Status
Zamknięty.
Do góry Bottom