>>>BETFAN - TRIUMF BONUSA NAD BOOSTEM <<<<
>>> BETCLIC - ZAKŁAD BEZ RYZYKA DO 50 ZŁ + GRA BEZ PODATKU!<<<
>>> FUKSIARZ - ZERO RYZYKA 100% DO 50 ZŁ. ZWROT W GOTÓWCE!<<<

Mistrzostwa Świata 17.04-03.05.2010

Status
Zamknięty.
assitalia 6K

assitalia

Użytkownik
Co tu taka cisza? ;)

Neil Robertson snookerowym mistrzem świata!

Australijczyk wygrał w finale z Graemem Dottem 18-13.


Po zakończeniu finału wspólnie z mamą świętował swój wielki sukces.

Tym samym zakończyliśmy kolejne mistrzostwa świata. Mistrzostwa może nie tak porywające jak poprzednie ale.. miały w sobie to coś. Postaram się to opisać wieczorem w &quot;podsumowaniu w pigułce&quot;.

Teraz namawiam was, wszystkich, którzy stworzyli ten temat jednym z najpopularniejszych na forum za co serdecznie dziękuje do swoich podsumowań i wybór takich ciekawostek:

1. Mecz turnieju
2. Największa niespodzianka turnieju
3. Największe rozczarowanie turnieju
4. Zagranie turnieju
5. Najśmieszniejszy moment turnieju
6. Bohater turnieju


Ja swoje &quot;typy&quot; podam wieczorem i wtedy też oficjalnie zamkniemy tegoroczne zawody.

 
mlodyfan 0

mlodyfan

Użytkownik
Brawo Neil ;)
Może dużo się nie wypowiadałem ale podam swoje typy w tych 6 kategoriach
1. Mecz turnieju
Ronnie O&#39;Sulivan - Mark Williams
2. Największa niespodzianka turnieju
Nie będzie to Dott, a Martin Gould. Bo to on mnie najbardziej zaskoczył na plus.
3. Największe rozczarowanie turnieju
Hmm John Hi$$ins
4. Zagranie turnieju
Wbicie Goulda żółtej w meczu 2 rundy. Gdzie praktycznie cała żółta była zasłonięta przez różową.
5. Najśmieszniejszy moment turnieju
Styczna w meczu Ronniego z Selbym i ich wymiana zdań. Ew. Michaela Tabb zabierająca białą bilę ze stołu ????
6. Bohater turnieju
Bohater czyli dla mnie najlepszy gracz. Musi to być Neil Robertson. Dobra gra i zasłużony tytuł Mistrza Świata
 
smoooke 44

smoooke

Użytkownik
1. Mecz turnieju
Niestety (zw względu na końcowy wynik) Gould-Robertson
2. Największa niespodzianka turnieju
Martin Gould (gdyby wygrał z Robertsonem byłby w półfinale.)
3. Największe rozczarowanie turnieju
John Higgins, Ronnie O&#39;Sullivan
4. Zagranie turnieju
Praktycznie wszystkie wbicia przez cały stół Goulda w 1 i 2 sesji meczu z Robertsonem.
5. Najśmieszniejszy moment turnieju
oczywiście odwtorzenie przez Taylora i Davisa pamiętnej rozgrywki na czarnej ????
6. Bohater turnieju
Oczywiście Robertson
Tegoroczne mistrzostwa bardzo mnie rozczarowały. Tak niskiego poziomu turnieju nie pamiętam od lat. Meczów półfinałowych i finału wręcz nie dało się momentami oglądać. Ludzie, którzy mogli zapewnić widowiskowy, ciekawy snooker (Ronnie, Allen) odpadli i to moim zdaniem obaj - tylko i wyłącznie na własne życzenie. Szkoda, bo nie wiem, czy Allen dostanie jeszcze kiedyś taką szansę. Wiadomo, że co roku mamy zupełnie jak to się mówi inną bajkę. Z mojej osobistej perspektywy bardzo nieudany turniej, ponieważ obaj ulubieni zawodnicy, czyli O&#39;Sa i Maguire zagrali piach. Do tego jeszcze dochodzi ta afera z Higginsem. Ogólnie turniej pod względem poziomu sportowego oceniam na bardzo niski. Liczę na zdecydowaną poprawę za rok.
 
betheone 188

betheone

Użytkownik
Brawo Neil! Po odpadnięciu Rakiety byłem przekonany, że Kangur zostanie mistrzem i nie zawiodłem się. Sam turniej moim zdaniem przeciętny. Zawodnicy widowiskowi jak kolega wyżej napisał odpadli na własne życzenie i to dosyc szybko. W 1/2 i finale królował snooker defensywny, momentami bardzo nudny i nużący, ale w sumie niczego innego się nie spodziewałem. Na pewno na zawsze zostanie zapamiętany mecz Goulda z Robertsonem i fantastyczny comeback Kangura oraz zwycięstwo Davisa z Higginsem, tak jak sama afera z Higginsem w roli głównej. Żałuję, że Williams odpadł już tak wcześnie i że O&#39;Sa zagrał taką ogórszczyznę w ostatnich frejmach z Selbym, bo bardzo na niego liczyłem. Kończąc tak na szybko i krótko turniej moim zdaniem trochę zawiódł, choc i świetnych i śmiesznych momentów nie brakowało.
1. Mecz turnieju
Gould - Robertson i powrót Kangura
2. Największa niespodzianka turnieju
Martin Gould
3. Największe rozczarowanie turnieju
John Higgins &amp; Ronnie O&#39;Sullivan
4. Zagranie turnieju
Brązowa Davisa w meczu z Higginsem.
5. Najśmieszniejszy moment turnieju
Pokazówka Davis &amp; Taylor, O&#39;Sa w I rzędzie oglądający Selby&#39;ego i Michaela zabierająca nie tę bilę.
6. Bohater turnieju
Neil Robertson
 
finishline 0

finishline

Użytkownik
1. Mecz turnieju
Tutaj chyba mecz Gould - Robertson
2. Największa niespodzianka turnieju

Graeme Dott
3. Największe rozczarowanie turnieju

John Higgins
4. Zagranie turnieju

Trzy uderzenia czarnej przez Dennisa Taylora, bile nie miały wpaść to kieszeni ????
5. Najśmieszniejszy moment turnieju

Przymierzanie się Robertsona w finale przez 5 minut do uderzenia ???? Oraz póżniejsze brawa od Dotta
6. Bohater turnieju

NEIL!!
 
porky 104

porky

Użytkownik
Napisałbym kilka zdań odnośnie turnieju ale nie mam za bardzo czasu..
Trzeba coś powtórzyć na jutrzejszą maturę.. ????

1. Mecz turnieju
Ronnie O&#39;Sullivan - Mark Williams
2. Największa niespodzianka turnieju
Graeme Dott
3. Największe rozczarowanie turnieju
John Higgins ????
4. Zagranie turnieju
Snooker Dotta za czarną bilą w ostatniej sesji finału.
5. Najśmieszniejszy moment turnieju
Michaela w akcji. ????
6. Bohater turnieju
Neil Robertson
 
pitekk 69

pitekk

Forum VIP
Gratulacje dla Neila. Finał średniego formatu, ale w przekroju całego turnieju, to zwycięstwo mu się chyba jednak należało. Szacun, miłe momenty pokazywane przez Eurosport, gdy kamery były zwrócone w kierunku mamy. Do tego &quot;latająca&quot; kamera no i &quot;sloł mołszyn&quot; kalecząca Dotta ???? Co raz bardziej to się rozwija ????
1. Mecz turnieju
Tu jednak postawię na Higgins - Davis, dramaturgia niesamowita, gdy wbił na frejm aż podskoczyłem z miejsca ????
2. Największa niespodzianka turnieju
Dott &amp; Gould
3. Największe rozczarowanie turnieju
Ding &amp; Higgins
4. Zagranie turnieju
Było wiele, nie mam wybranego ????
5. Najśmieszniejszy moment turnieju
O&#39;Sullivan na trybunach i Michaela (cudo co zrobiła ???? )
6. Bohater turnieju
NEIL x3!!!

PS - Tematu nie zamykaj Ass, przy fajnej wenie napiszę jakieś podsumowanko w stylu bodajże z WO ????
 
kocur100 23

kocur100

Użytkownik
Może ja wrócę do rozmowy o samym meczu bo dla mnie to ten finał &quot;Kropek&quot; po prostu przegrał a nie &quot;Robbo&quot; wygrał. Tyle sesji dal sobie wykraść ... Dla mnie najciekawsze jest to, że Dott przy każdej wieczornej sesji był bardzo zmęczony ( przynajmniej tak wyglądał) i co lepsze w sesjach wieczornych grał na prawdę słabo ...
 
krol-julian 5K

krol-julian

Użytkownik
1. Mecz turnieju
Gould - Robertson , zdecydowanie. Kosmiczna forma wbić Goulda a potem pogoń Mistrza
2. Największa niespodzianka turnieju
Dott - innej opcji nie ma
3. Największe rozczarowanie turnieju
John Higgins
4. Zagranie turnieju
Czarna bila wbita przez Allena w remisowym frejmie i walce na czarnej w meczu z Fordem
5. Najśmieszniejszy moment turnieju
Miny zawodników siedzących koło siebie w każdym pojedynku ????
6. Bohater turnieju
Neil napewno oraz Dott - w jedym ze spotkań przyznał się, że dotknął inną bilę gdzie nie zauważył tego sędzia
 
kocur100 23

kocur100

Użytkownik
1. Mecz turnieju
John Higgins - Steve Davis - kurs 10 do 1, skazany na pożarcie Steve, który pokazał żeby ( miejmy nadzieję, że tylko własnymi siłami wygrał ten mecz), to za dramaturgię, za całokształt &quot;Rocket&quot; - Williams
2. Największa niespodzianka turnieju
Dott, ale to raczej jak wysoko zaszedł, pomimo nie najlepszego turnieju, oraz Gould, który pokazał ile pół amator i krupier (były) wnosi świeżości do gry
3. Największe rozczarowanie turnieju
John Higgins
4. Zagranie turnieju
Brązowa bila Steve Davisa, dubel zagrany w meczu z Higginsem, dzięki której awansował dalej.
5. Najśmieszniejszy moment turnieju
Komentarze Dotta, markowanie ataku kijem na Robba, śmieszne odgłosy Kropka
6. Bohater turnieju
Neil napewno oraz Dott za czystą grę, zgodną z zasadami fair play, oraz za efektywność
 
assitalia 6K

assitalia

Użytkownik
To i na mnie przyszedł czas.. ;)

1. Mecz turnieju:

Były takie cztery.
Na pierwszym miejscu Robertson - Gould, w którym szalałem przed komputerem ciesząc się gdy Kangur doskakiwał krupiera.
Tuż za tym pojedynkiem mecz Murphy - Carter, który do dziś powoduje u mnie pytanie: &quot;jakim cudem Shaun przegrał&quot;?
A na koniec dwa z udziałem O&#39;Sullivana. Najpierw ten z Selby&#39;m za całą otoczkę, a jako czwarty ten z Williamsem bo po prostu był dobry.

2. Największa niespodzianka turnieju:

Są dwie. Pierwsza to Martin Gould, który grał jak to powiedział Neil &quot;jakby ukradł duszę O&#39;Sullivanowi&quot;, a drugi Dott bo przed mistrzostwami mogłem się założyć o wszystko, że nie ma żadnych szans na mistrzostw, a miał.. I to spore. Mogę tylko przeprosić wszystkich fanów Szkota, że jeszcze przed rozpoczęciem turnieju go skreśliłem.

3. Największe rozczarowanie turnieju:

Higgins, ale nie tylko on. Zawiódł też Maguire, nie popisał się Hendry. Na pewno od tej trójki wymaga się czegoś więcej niż drugiej rundy mistrzostw świata.

4. Zagranie turnieju:

Oj bardzo dużo. Były zagrania piękne jak wózki Goulda, wbicia Robertsona przez cały stół czy brązowa Davisa. Były też śmieszne i fartowne (filmik poniżej), ale były też dramatyczne, ehh, tak, mówie o tej żółtej u Murphy&#39;ego.

5. Najśmieszniejszy moment turnieju:

Podobnie jak wyżej. Sporo tych momentów. Wenbo na pierwszym meczu pomylił wyjście na Crucible (filmik poniżej), cały frejm Davis - Taylor i genialne a zarazem przypadkowe wbicia tego drugiego, rozbita szklanka Selby&#39;ego (filmik poniżej), pomyłka sędziego przy brejku O&#39;Sullivana (filmik poniżej), pomyłka Roba Walkera przy wywoływaniu S.Davisa (powiedział, że wychodzi D.Taylor) no i słynna już sytuacja z Panią Tabb (filmik poniżej).. ;)

6. Bohater turnieju:

Bohater może być tylko jeden - John Higgins.
????
Oczywiście, że Neil Robertson w końcu to on został mistrzem świata.

Temat będzie jeszcze otwarty kilka dni, mam nadzieję, że ktoś dolączy się do tego i tak mocno obsadzonego wątku.. ;)

Jeszcze obiecane podsumowanie w pigułce:

plusy:

✅ Robertson i Dott - finaliści MŚ 2010
✅ 146 Allena i 146 Dotta - prawie jak maks
✅ ujęcia w finale - bajka. Czemu można to zobaczyć tylko w decydującym meczu?
✅ Martin Gould - za to, że już na zawsze będziemy go kojarzyć z tym co robił w Crucible.
✅ Steve Davis -żeby każdemu się chciało w wieku 53 lat tak jak jemu.
✅ Rob Walker - człowiek fenomen. Kocham jego zapowiedzi.
✅ Muzyka (inna u każdego) przy wychodzeniu snookerzystów na arenę mistrzostw.
✅ Temat Mistrzostwa Świata (17.04-03.05.2010) na FB.com. 270 fajnych i ciekawych postów to zdecydowanie rekord działu, a także jeden z najlepszych wyników całego forum odnośnie zainteresowania danym turniejem. Brawo panowie, oby tak dalej.. ;)

minusy:

⛔ Fu, Day, Ebdon - oni byli w ogóle w Sheffield?
⛔ Higgins, Maguire, Hendry - liczyłem na coś więcej
⛔ brak maksa - mistrzostwa bez niego gorzej smakują.
⛔ sytuacja, w której O&#39;Sullivan kłocił się z sędzią Scullionem mimo, że nie miał racji.
⛔ O&#39;Sullivan za ostatnie frejmy z Selby&#39;m i poddanie meczu w sytuacji gdy potrzebował jednego snookera.
⛔ nudne półfinały, nudny finał
⛔ Higgins raz jeszcze, tym razem za to, że popsuł ostatni dzień mistrzostw i reputację snookera na wieki.

Dodatkowo zamieszczam filmik podsumowywujący MŚ 2010:

WCH 2010 - Best and worst of Crucible 2010
http://www.youtube.com/watch?v=Wm-bdzffYDI&quot;​
 
pitekk 69

pitekk

Forum VIP
Tak więc pora na obiecane większe podsumowanie z zakończonych w poniedziałek Mistrzostw Świata z mojego punktu widzenia ????
W dniu pierwszym na początku czekały nas spotkania Johna Higginsa z Barrym Hawkinsem oraz Marka Allena z Tomem Fordem. Higgins, za którym nie przepadam, rywala miał łatwego i podszedłem do tego spotkania bez większych sensacji. Tak samo John, który pewnie pokonał swojego rywala 10-6.
Zdecydowanie bardziej emocjonowałem się (dużo powiedziane, przy tak szybko rozstrzygniętym spotkaniu ???? ) spotkaniem jednego z moich ulubionych snookerzystów - Marka Allena. &quot;Pistolet&quot; grał z debiutantem w tych zawodach, dla którego sama możliwość występu w Crucible, była zaszczytem. Wynik ustalony został po pierwszej sesji, wynik 8-1, a ostatecznie 10-4 mówi sam za siebie.
Kolejnym spotkaniem była rywalizacja Perry&#39;ego z Holtem. Mecz jakiś taki nijaki dla mnie, jeśli miałbym wybierać, to wybrałbym Holta. Jednak jak to trafnie określił Ass, ten pan lubi sobie &quot;poholtować&quot; i gładko przegrał z Joem 4-10.
Kolejny mecz z popołudnia to Hendry - Zhang. Albo Hendry - Anda? No i &quot;Zang, Dżang, Ciang czy Cang&quot;? Takie pytania nasuwały się na początku turnieju. Młodziutki Chińczyk i o ponad 20 lat starszy Hendry. Ciekawe spotkanie. Jednak skazywałem debiutanta na porażkę i nie dawałem mu żadnych szans w spotkaniu z siedmiokrotnym Mistrzem Świata. Jak się okazało, nie do końca sprawiedliwie. Anda grał naprawdę świetnie, jego wbicia przez cały stół tylko dobijały Szkota, którego mina podczas takich zagrań mówiła sama za siebie. &quot;Co ten młokos wyrabia!? Jak on miał? Zhang? To jest niemożliwe!&quot; - tak mówił sobie pewnie Hendry. Dołączyłem do niego także ja, powoli spoglądając przy stanie 9-7 dla Zhanga na kogo też może on trafić w rundzie następnej. Aż tu nagle... Stephen włączył piąty albo nawet szósty bieg i kiedy sędzia wymówił: &quot;Thank you, final freame, Anda Zhang (lub Stephen Hendry, już nie pamiętam) to break.&quot; zacząłem się nim emocjonować wraz z otwarciem bil. W nim jednak Szkot nie dał szans rywalowi i 55 punktowym breakiem zakończył spotkanie z dużą ulgą.
Wieczorem spotkanie rozpoczęli Mark Selby i Ken Doherty. Zdecydowanie kibicowałem Kenowi, jednak spodziewałem się, że będzie miał ciężką przeprawę z Anglikiem. Mecz bez większych sensacji, zakończone jednak przez Marka kilkoma breakami powyżej 50 punktów i dwóch powyżej 100. Ostatecznie wygrał on zdecydowanie, 10-4.
Następnego dnia z zawodników rozpoczynających dopiero swoje spotkania grali Marco Fu vs Martin Gould. Tym meczem w ogóle się nie podniecałem, czy wygrałby Marco czy Martin - miałem to gdzieś, nie lubiłem po prostu obydwóch panów ???? Większe szanse dawałem snookerzyście z Hong Kongu, ale ku mojemu zdziwieniu wygrał jednak Anglik, po zaciętym spotkaniu 10-9.
Kolejne spotkanie to Carter - Cope. Zdecydowanie trzymałem kciuki za Kapitana, innego scenariusza sobie nie wyobrażałem niż jego zwycięstwo. Na forum i w konkursie niespodziewanie większe szanse dawano Jamiemu, jako najlepszemu spośród wszystkich kwalifikantów. Dziwiło mnie to, Ali cały czas wysoko utrzymywał się w szesnastce i daleko zachodził w turniejach rankingowych w przeciwieństwie do rywala. I tak jak myślałem, wygrał on pewnie, bo 10-4.
Następnego dnia pojedynek Williamsa z Campbellem. Inny scenariusz niż wygrana Borsuka w ogóle nie wchodziła w grę. Gruuuby handicap na Walijczyka musiał być ???? Przyznam jednak, że przez pewien czas drżałem o -4.5, po pierwszej sesji tylko przewaga jednego frejma Marka, więc mógł on sobie w drugiej pozwolić już tylko na stratę jednego. I we wspomnianej sesji zaczęło się od... wygranej Campbella. Praktycznie przestałem wierzyć, w powodzenie typu. Na szczęście Borsuczek przyspieszył niczym Kubica w F1 (a z tym co raz lepiej! ???? ) i wygrał pięć frejmów z rzędu. Cuuudo, po fatalnej grze, co bardzo martwiło mnie, przed możliwością gry w następnej rundzie z O&#39;Sullivanem.
No i właśnie trzeciego dnia Mistrzostw, wspomniany wyżej Rakieta mierzył się w spotkaniu, określanym mianem jednego z ciekawszych w pierwszej rundzie, z Liangiem Wenbo. Ja jednak liczyłem na szybkie rozprawienie się z Chińczykiem i po pierwszej sesji faktycznie tak było. Ronnie wygrał ją 7-2, grając świetnie. W drugiej postanowił jednak &quot;poszaleć&quot; i praktycznie co partię próbował atakować maksa. Kończyło się to fatalnie, jego błędy szybko na frejmy zamieniał Liang. O&#39;Sullivan stracił przez tą zabawę wiele partii, wygrywając ostatecznie tylko 10-7.
Ostatnim spotkaniem był pojedynek Marka Kinga, z występującym po raz 30 (!) w Crucible Theatre 52-letnim Stevem Davisem. Chciałem, żeby stary wyga wspiął się jak najwyżej w tym turnieju, co naprawdę mu się należało przez całą jego karierę. Jeszcze przed spotkaniem elektryzująca zapowiedź Roba Walkera: &quot;The one! The only! Steve! Davis!&quot; i możemy zaczynać ???? . Pierwsza sesja bardzo wyrównana, skończona wynikiem 5-4 dla młodszego z Anglików. Druga także, z olbrzymią dramaturgią. Przy stanie 9-9 nie wytrzymywałem na siedzeniu co chwila coś mówiąc do mojego towarzysza, kompletnie zielonego &quot;w te kulki&quot; ???? . Wygrał ostatecznie Davis, z czego byłem bardzo zadowolony.
W kolejnym dniu z samego rana czekały nas spotkania: Ding - Pettman i Day - Davis. W pierwszym Ding był murowanym faworytem, a wynik 8-1 po pierwszej sesji nie pozostawiał złudzeń. W spotkaniu panów &quot;D&quot; nie miałem swojego &quot;wybrańca&quot;, chociaż gdybym miał wybierać, to byłbym za Markiem Davisem. I to właśnie on pokonał Ryana, jednak trzeba przyznać szczęśliwie, Day miał masę pecha w tym spotkaniu, ale szczęście sprzyja lepszym... 10-8 i mistrz świata na sześciu czerwonych w następnej rundzie.
Ostatnie dwa mecze w tym dniu, to potyczki Robertsona z O&#39;Brienem i Ebdona z Dottem. Kciuki zwrócone w stronę Kangura i Kropka, akurat co do tego nie miałem wątpliwości. Neil miał jednak łatwiejszego rywala i pewnie pokonał go 10-5. Peter i Graeme wg mojego zdania mogli rozegrać długie spotkanie. Tak się jednak nie stało za sprawą Dotta, który pewnie odprawił Mistrza Świata z 2002 roku również 10-5.
W piątym dniu czekały nas ostatnie mecze pierwszej rundy, które dopiero się rozpoczną. Grali Stephen Maguire ze Stephenem Lee oraz Shaun Murphy z Gerardem Greenem. Ciekawiło pierwsze spotkanie, gdzie obydwaj zawodnicy zamieszani byli w ustawianie spotkań... Nie widziałem jednak innej opcji jak wygraną Maguire&#39;a. Lee już od pewnego czasu grał słabo i nie mógł wrócić do &quot;pewnego poziomu&quot;, który utrzymywał kilka sezonów wcześniej. Zgodnie z oczekiwaniami przegrał on 4-10.
W spotkaniu &quot;Merfiego z Grinem&quot; faworyt też mógł być tylko jeden - był nim Shaun. Wprawdzie jego forma była znakiem zapytania z powodu ostatnich występów, gdzie grał naprawdę słabo, jednak w tym meczu byłoby dużą niespodzianką, gdyby przegrał. I po pierwszej sesji, zwycięzca mógł być tylko jeden. Murphy prowadził 8-1, jednak to co zrobił w drugiej... Gorzej od Ronniego ???? Prócz wygranego drugiego frejma w tej sesji, przegrał 6 i wygrał spotkanie tylko 10-7.

Nadszedł też w końcu czas na drugie rundy. Jako pierwsi swój mecz rozgrywali dwaj Markowie - Allen i Davis. Nic innego dla mnie, niż handi na Allena w okolicach -4.5 nie wchodziło w grę. Tak też było i Pistolet wygrał pewnie, 11-5.
Drugie spotkanie interesowało mnie zdecydowanie bardziej. Spotkali się w nim 3-krotny Mistrz Świata oraz 6-krotny Mistrz Świata, czyli odpowiednio John Higgins i Steve Davis. Stawiałem na Czarodzieja z Wishaw, ale w duchu liczyłem, na sprawienie niespodzianki przez 52-latka. I ku zaskoczeniu po pierwszej sesji Steve faktycznie deklasował rywala, bo prowadził aż 6-2! W sesji drugiej dystans ten zmniejszył się już jednak i Davis prowadził tylko 9-7. W decydującej - olbrzymia dramaturgia. Naprawdę dla kogoś, kto interesuje się snookerem mogło go to &quot;rajcować&quot;, jak ktoś ze mną w rozmowie to podkreślił. Spotkanie wygrał biorący udział w Mistrzostwach z kwalifikacji Steve Davis, utrzymując dwufrejmową przewagę.
Kolejny mecz to pojedynek Neila Robertsona z kwalifikantem Martinem Gouldem. Rywalowi Kangura nie dawałem żadnych szans. Robertson spotkanie miał wygrać pewnie, bez większych problemów. Wynik pierwszej sesji zwalił mnie jednak z nóg. Na początku sześć frejmów wygranych z rzędu przez krupiera - &quot;co się dzieje!?&quot; - pomyślałem. Druga sesja - Neil dogania? Nie, nie, nie to Martin stara się szybko wejść do ćwierćfinału i prowadzi już 11-5!. &quot;No to niech da chociaż z siebie wszystko w trzeciej&quot;. I to, co stało się właśnie w tej sesji, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Robertson spotkanie wygrał, 13-12! Niesamowity powrót Australijczyka, aż nie chciało mi się wierzyć tak, jak przecierałem oczy z wrażenia dla Goulda w pierwszych dwóch sesjach.
Spotkanie Dott - Maguire oceniałem mniej więcej 50-50. Faworytem był Stephen, jednak na pewno nie zdecydowanym. Liczyłem nawet, że to Graeme ten mecz rozstrzygnie na swoją korzyść. No i po pierwszej sesji aż śmiałem się z Maguire&#39;a - przegrywał 1-7! W drugiej cudem uratował się zakończeniem meczu po dwóch sesjach - przegrywał 4-12. W ostatniej urwał jeszcze w szkockich derbach 2 frejmy, jednak Graeme na więcej nie pozwolił i wygrał 13-6.
Kolejne spotkanie - klasyk. Typowałem go na jeden z najciekawszych meczów 2 rundy MŚ. Mierzyli się Ronnie O&#39;Sullivan i Mark Williams (swoją drogą trochę tych Marków mamy w Main Tourze... ???? ). Overek frejmowy i minimalnie na Rakietę i można było zaczynać ???? . Pierwsza sesja bardzo wyrównana, zakończyła się wynikiem 4-4. Druga - to samo, wciąż remis, tym razem 8-8. Trzecia decydująca sesja mogła się nawet rozstrzygnąć w ostatnim frejmie. Mogła, ale jak się okazała nie musiała i O&#39;Sullivan pokonał Borsuka 13-10, po jednym z bardziej ciekawych spotkań całych Mistrzostw.
Spotkanie pomiędzy Carterem a Perrym było jednym z mniej ciekawych. Zdecydowanie byłem za Kapitanem, jednak sam poziom meczu pozostawiał wiele do życzenia. Najpierw 4-4, później 10-6 i wydawałoby się pewna kontrola nad meczem Aliego. W ostatniej sesji w garść wziął się jednak Joe i po dogonienu Cartera ostatecznie minimalnie przegrał, 11-13.
Ostatnimi spotkaniami rundy drugiej, były starcia pomiędzy Markiem Selbym (znów Mark! ???? ) a Stephenem Henrym oraz Ding Junhuiem i Shaunem Murphym. W pierwszym byłem za siedmiokrotnym Mistrzem Świata, w drugim za Chińczykiem. Jak się okazało, los moje typy odrzucił! &quot;Osz ty...&quot;. W spotkaniu Anglika ze Szkotem po pierwszej sesji mieliśmy remis 4-4. W sesji drugiej Selby już jednak znacznie odskoczył, było 11-5 i nie wierzyłem, że Hendry może odrobić starty w stylu Robertsona. Tak też się nie stało i Mark wygrał 13-5. Mina Hendry&#39;ego, gdy przegrywał już znacząco - bezcenna. Jak to określił mój kolega - wyglądał jak zbity pies...
W spotkaniu drugim po pierwszej sesji prowadził Ding, 5-3. W sesji drugiej &quot;Szon&quot; zaczął grać, zrobiło się 8-8. Ciekawa była jednak sesja trzecia. W niej wysokiego brejka (137) wbił Chińczyk, jednak na byłego Mistrza Świata (oj, wtedy to była sensacja) to nie wystarczyło. Przegrał 10-13 i po dobrym występie we wcześniejszym China Open (dotarł do finału) z Mistrzostwami Świata pożegnał się już w rundzie drugiej. Przyznam, że liczyłem na więcej z jego straty, stawiałem go nawet, jako nowego Mistrza Świata.

I tak zakończyliśmy spotkania rundy drugiej. Czekały nas emocjonujące ćwierćfinały, w których na pewno było ciekawie.
Pierwszy z nich to pojedynek Steve&#39;a Davisa z Neilem Robertsonem. Biorąc pod uwagę to, co Anglik robił we wcześniejszych spotkaniach miałem wątpliwości komu kibicować, gdyż do tego lubię Australijczyka. Powiedziałem więc sobie &quot;niech wygra lepszy&quot;. I ten lepszy ujawnił się już w pierwszej sesji, deklasując rywala aż 1-7. Był to Kangur, który nie pozostawił suchej nitki na sześciokrotnym Mistrzu Świata. W sesji trzeciej Steve wyniku nie poprawił znacząco i przegrał 5-13. Tak skończyła się jego przygoda w 30 występie w Crucible, który i tak można uznać za bardzo udany.
W kolejnym spotkaniu mogliśmy zobaczyć Graeme&#39;a Dotta i Marka Allena. Tutaj nie miałem złudzeń - kciuki i kupon na Irlandczyka z Północy ???? . Drugi po O&#39;Sullivanie mój ulubieniec prowadził po pierwszej sesji 5-3. W drugiej mieliśmy już jednak remis 8-8, mecz robił się coraz ciekawszy i zastanawiałem się, czy Markowi uda się przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. I w pewnej chwili mieliśmy wynik 12-10 dla niego, więc przypuszczałem, że nie wypuści on już tego zwycięstwa z kija. Tutaj się jednak myliłem - Dott wyrównał, a chwilę po tym ostatecznie pokonał Irlandczyka z Północy 13-12. Niesamowite spotkanie, niesamowity Dott, kto by się go spodziewałem przed turniejem grającego w półfinale? Miejsce 28, w turniejach rankingowych bladziutko, a tu nagle Szkot czekający na rywala w półfinale. Chylę czoła ????
Kolejne spotkanie to pojedynek Aliego Cartera z Shaunem Murphym. W spotkaniu byłem za Kapitanem, jednak stroniłem od typu, mecz mógł być naprawdę wyrównany i faktycznie taki był. Po pierwszej sesji prowadził Murphy, 5-3. W sesji drugiej mieliśmy już remis 8-8. W ostatniej sesji było ciekawie, tyle szczęścia, ile miał Ali... Aż czasem się wierzyć nie chciało ???? I ta żółta Merfiego po pięknym czyszczeniu... Nawet zrobiło mi się Magika trochę żal, w przekroju całego meczu był na pewno lepszy, jednak w snookerze trzeba też mieć szczęście, które tym razem było z Carterem, który wygrał 13-12.
Ostatnie spotkanie było chyba najciekawszym z całą otoczką, poziomem również. Dwóch Anglików naprzeciw siebie - Ronnie &quot;The Rocket&quot; O&#39;Sullivan i Mark &quot; The Jester from Leicester&quot; Selby. Pierwszy frejm pewnie wygrany przez Ronniego, a później... Było coraz gorzej. Mogliśmy między innymi zobaczyć poirytowanego starszego z Anglików na... trybunach, strojącego miny znudzenia i pogardy oraz kłócącego się z Leo Scullionem o styczną bilę... Ktoś by powiedział standard ???? Mimo wszystko dawno nie widziałem go takiego. Pierwsza sesja 4-4, aż dziw bierze, że Selby jej nie wygrał. W drugiej 9-7 dla Rakiety. Jednak w decydującej to Mark wygrał 13-11. W ostatniej partii potrzebował jednego snookera by wygrać, ale jak to on... poddał. Do tego już się akurat przyzwyczaiłem ???? .
I w ten sposób wyłoniło się czterech półfinalistów, którzy mieli walczyć o wielki finał. Pary te utworzyli Neil Robertson i Ali Carter oraz Graeme Dott i Mark Selby. Składy półfinałów dla jednych spodziewane, dla drugich nie. Dla mnie raczej nie, no może tak pośrednio mnie nie dziwiły. Myślałem, ze najdzie się w nich Ding, czy też Ronnie, może Allen. W Robertsona uwierzyłem po spotkaniu z Gouldem, po którym musiał dostać dużego kopa psychicznego.
I to właśnie jego mecz rozgrywany był jako pierwszy. Carter w takiej formie nie mógł mu zagrozić, dziwiłem się już wtedy, że po raz kolejny, niepostrzeżenie dotarł do tak zaawansowanej fazy turnieju. Może to jest jego sposób na grę? Na Neila było to jednak za mało, po pierwszej sesji 6-2, po drugiej 10-6 i wysokie 140 Robertsona w brejku, w trzeciej także cały czas trzymany dystans, 15-9 i ostatecznie 17-12. Bardzo dobry mecz w wykonaniu Kangura, słabszy Kapitana.
W drugim półfinale liczyłem na bardziej wyrównany pojedynek. Liczyłem jednak przede wszystkim na Greame&#39;a, nie cierpię Selby&#39;iego. A już przy każdej stycznej lub też nie przywoływanie sytuacji ze styczną - żenujące. Do pewnego czasu może i było zabawnie, ale Mark nie znał umiaru. Robiło się to nudne i niesmaczne. Dott odporny był na to wszystko i powoli robił przewagę nad Markiem. Najpierw było 5-3, potem 10-6 i mina powoli Selby&#39;iemu zrzędła. W kolejnej sesji Szkot utrzymał czterofrejmową przewagę, było 10-6 i Anglikowi już w ogóle nie było do śmiechu. Potwierdzeniem świetnie przygotowanego do turnieju Dotta była czwarta sesja, wygrał on 17-14 i jako kwalifikant (!) miał zagrać w finale z Robertsonem. Świetna historia, kto by tak nie chciał? Pewny awans do szesnastki z miejsca, w którym dopiero dochodził do optymalnej formy. Jak jednak wiadomo, Mistrzostwa Świata często potrafią przewrócić ranking do góry nogami...
I w końcu nadszedł czas na wielki finał. Finał, w którym po raz pierwszy wystąpić miał Neil Robertson, a po raz drugi Graeme Dott. Ciekawa mieszanka, za faworyta uchodził mimo wszystko Australijczyk, jednak bukmacherzy docenili to, co robił Dott w tym turnieju i kurs na Kangura wynosił niezłe 1.70. Baardzo ciekawy byłem tego finału, ale ja również stawiałem na Neila i to jemu kibicowałem w wielkim finale zaznaczając, że nie obrażę się, gdy wygra Dott.
Sam finał, tak jak i półfinały, rozczarowywał, na prawdę mecze od ćwierćfinałów w dół były zdecydowanie lepsze. Zawodnicy poszli na snookerowe szachy, dzięki czemu mogliśmy &quot;podziwiać&quot; jedną setkę w wykonaniu Szkota...
I to właśnie początek należał do Kropka, który po pierwszej sesji prowadził 5-3. Na drugą sesje Australijczyk wyszedł jednak bardziej zmotywowany i prowadził po niej 9-7. W trzeciej sesji znów odskoczył Neil i prowadził 13-9. W ostatniej zachował jednak więcej nerwów, rączka drżała na pewno w niektórych momentach, ale ostatecznie zdecydowanie wygrał 18-13 i mógł świętować zdobycie Mistrzostwa Świata:

Warto dodać, że jest on pierwszym od 30 lat zawodnikiem z poza Wysp Brytyjskich, który mógł wznieść to trofeum!
Na trybunach cały czas kibicowała mu mama, niejednokrotnie pokazywana przez kamerzystów. Gratulacje dla Neila, to naprawdę duży sukces w jego karierze. Ale trzeba przyznać, dorósł do tego, należało to mu się i wypada mu tylko życzyć powodzenia w dalszej karierze! ????

Tyle ode mnie, trochę krótkie nie? ???? Jak się komuś będzie chciało to czytać to szacun ????
MŚ z perspektywy pitkka, dzięki ????


 
Status
Zamknięty.
Do góry Bottom